Obserwatorzy

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 14


(oczami Victorii)


- Niall! - zawołałam chłopaka, który już znikał w tłumie.
Pognałam w jego stronę nie zważając na ludzi, którzy bulwersowali się, że tak ich przepycham.
- Niall! - wrzasnęłam ponownie.
Blondyn obejrzał się i dostrzegłszy mnie w tłumie przyspieszył, skręcając w boczną uliczkę.  Ze względu na to, że miałam lepszą kondycję od niego, co zawsze podkreślał, już po chwili go dogoniłam. Mimo świadomości, że idę kilka kroków za nim, nie odwrócił się.
- Niall. - próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę.
Nie zareagował, więc przyspieszyłam kroku i zagrodziłam mu drogę. Nie wyminął mnie, ale unikał spojrzenia mi w oczy.
- Wyjaśnisz mi to wszystko? - zapytałam.
- Nie mam czego wyjaśniać. - odparł głosem wypranym z emocji.
- Cały czas mnie unikasz. Nie przebywasz w moim towarzystwie dłużej niż musisz. Praktycznie ze mną nie rozmawiasz. Uważasz, że to jest normalne?
- W tej sytuacji tak. - w końcu spojrzał mi w oczy.
- W jakiej sytuacji? Niall, co się dzieje?
- Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć najlepiej. - powiedział i próbował mnie wyminąć, jednak uniemożliwiłam mu to.
- Co masz na myśli? - zapytałam zbita z tropu.
Zrobił krok w moją stronę, hardo patrząc mi w oczy.
- Wiem o Louis'ie. - oznajmił.
Patrząc w jego oczy widziałam jak dużo bólu sprawiło mu wypowiedzenie tego zdania. Przyglądałam mu się nic nie rozumiejąc.
- Jak to "wiem o Louis'ie"? Co to znaczy? - zapytałam tępo.
- Oszczędź sobie te gierki. - powiedział, po czym zamilkł na chwilę, jednak wiedziałam, że chce coś jeszcze powiedzieć, więc siedziałam cicho. - Dlaczego? - zapytał głosem, przepełnionym bólem. - Czy kiedykolwiek zrobiłem coś nie tak? Zawiodłaś się na mnie? Zraniłem cię? - przez chwilę w ciszy patrzył mi w oczy. - Nie mogłaś po prostu powiedzieć? Owszem, byłoby mi przykro, ale przynajmniej byś była ze mną szczera.
- Ale o co chodzi? - zapytałam ponownie czując, jak w oczach zbierają mi się łzy.
- Wiem co czujesz do Louis'a! - krzyknął.
- A niby co czuję? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Kochasz go, a on ciebie.
- Nieprawda! - podniosłam głos.
- Słyszałem wszystko! Nie wypieraj się własnych słów!
- Niczego się nie wypieram!
- Więc widzisz, mam rację.
- Jaką rację? Odkąd cię spotkałam nie myślę o nikim innym!
- Chyba nie wliczając Louis'a. - zakpił. - Znudziłem ci się czy co? Potrzebowałaś rozrywki? Urozmaicenia?
- Niall, daj mi dojść do słowa! Muszę ci wszystko wyjaśnić, ty nic nie rozumiesz!
- Nie jestem ani tępy, ani ślepy tak jak przypuszczałaś! - ryknął. - Myślałaś, że się nie dowiem, co? - spojrzał na mnie kpiąco. -Dobrze się bawiliście moim kosztem? Fajnie było tak robić mnie w konia?  Kiedy mieliście zamiar się ujawnić? Czy to miało zostać waszą tajemnicą? - wziął głęboki oddech. - Jesteście lepszymi kłamcami niż przypuszczałem. - zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem i już miał zamiar odejść, jednak złapałam go za rękę i odwróciłam przodem do mnie.
- Nie kocham Louis'a! - wydarłam się. - Nigdy nikogo nie kochałam tak bardzo jak ciebie. Nie byłabym w stanie cię zranić, zbyt dużo dla mnie znaczysz. - wyjaśniłam.
- Słyszałem co innego. - prychnął.
- Kiedy?
- Na ognisku, jak skończyłem gadać przez telefon wróciłem do obozowiska i słyszałem końcówkę waszej rozmowy.
- Co dokładnie słyszałeś? - zapytałam, myślami wracając do sytuacji z poniedziałku.
- Wiesz, zależy mi na tobie i cieszę się, że to wszystko się wyjaśniło. - przedrzeźnił głos Louis'a, patrząc na mnie z poczuciem wyższości. - Aha, zapomniałbym. Po tym nastąpił czuły uścisk. - dodał.
Zamurowało mnie. Nie wiedziałam jak się zabrać do wyjaśniania tego, aż w końcu wzięłam głęboki oddech i podjęłam decyzję.
- Muszę zacząć od początku. Opowiedzieć ci wszystko, a to może potrwać. Proponuję gdzieś usiąść.
- Dobra, chodź. - mruknął i skierował swoje kroki do najbliższego pubu. Wszedł do środka, a ja zaraz za nim.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ono urządzone dosyć nowocześnie, lecz bardzo przytulnie. Na przeciwko wejścia stał bar, a za nim młoda, dosyć wysoka brunetka. Wzdłuż okien, oraz w rzędzie biegnącym przez środek lokalu były poustawiane dwu-trzyosobowe stoliki.
- Coś podać? - zapytała barmanka, jak tylko drzwi się za nami zamknęły.
- Latte i szarlotkę dwa razy, poproszę. - powiedział Niall, podchodząc do lady.
- Już się robi. - uśmiechnęła się i zniknęła na zapleczu.
Blondyn skierował się w stronę jednego z wolnych stolików, po czym usiadł i skrzyżował ręce na piersi. Westchnęłam głęboko i zajęłam miejsce na przeciwko niego.
- Słucham. - mruknął, patrząc na mnie z irytacją.
- Jakiś czas temu, jak jeszcze nie wiedziałam, że istnieje ktoś taki jak Niall James Horan, miałam chłopaka o imieniu Josh. Nazwisko jest nieistotne. - dodałam widząc, że chce coś powiedzieć. - Byłam z nim ponad pół roku, jednak po tym czasie z nim zerwałam. Zdradził mnie, a ja nie umiałam, albo po prostu nie chciałam  mu tego wybaczyć. Nie mógł się z tym pogodzić, więc mnie nachodził. Na początku w miarę uprzejmie, z czasem coraz bardziej nachalnie i natarczywie. W końcu zaczął mi grozić, co przeważyło szalę. Nate, mój brat przyjechał kiedyś do naszej szkoły i złożył mu wizytę, podczas której Josh został upokorzony na oczach praktycznie całej szkoły. Po tym incydencie Josh przestał mi uprzykrzać życie. Jednak gdy usłyszał, że jestem z tobą i co ważniejsze, że jestem szczęśliwa, postanowił zepsuć wszystko. Ciągle do mnie wydzwania, pisze. Nie mogę się od niego uwolnić. - przerwałam na chwilę, co blondyn od razu wykorzystał.
- Co to ma do Louis'a?
- Zaraz do tego dojdę. - wyjaśniłam, po czym wzięłam łyk kawy, która przed chwilą znalazła się na naszym stoliku i kontynuowałam. - Przed naszym wyjazdem, gdy siedzieliśmy w salonie zadzwonił do mnie Josh. Wyszłam, aby nie gadać z nim przy was i jak się potem okazało Louis, który wyszedł w tym czasie na balkon, słyszał wszystko. Po tym wydarzeniu zmienił do mnie nastawienie, ponieważ byłam w tej samej sytuacji co on i w pełni mnie rozumiał. Na ognisku wyjaśniliśmy sobie to wszystko, a ty usłyszałeś tylko wyrwaną z kontekstu końcówkę rozmowy i pomyślałeś sobie to, co sobie pomyślałeś. - dokończyłam, po czym zamilkłam, dając chłopakowi czas na przyswojenie informacji.
- Więc jak wyglądała końcówka rozmowy? - zapytał po chwili.
- Louis stwierdził, że przekonał się do mnie całkowicie i przyznał, że na początku błędnie mnie ocenił. Odparłam, że to dla mnie dużo znaczy, na co on powiedział, że mu na mnie zależy. Jako na przyjaciółce oczywiście. Po czym stwierdziliśmy, że cieszymy się z wyjaśnienia tej całej sytuacji.
- Czyli go nie kochasz? - zapytał, patrząc na mnie niepewnie.
- Kocham. - odpowiedziałam. - Jak brata. - uzupełniłam, a blondyn spuścił głowę. - Myliłeś się, Niall.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie jest kolejna bajeczka, którą chcesz mi zamydlić oczy? – zapytał, z powrotem przyjmując kpiący wyraz twarzy.
- Nie wierzysz mi? – zapytałam zaskoczona.
- Dziwisz się? – uniósł pogardliwie jedną brew. – Oszukałaś mnie raz, możesz to zrobić kolejny.
- Przecież ja cię nie oszukałam!
- Co do tego nie mogę być pewny.
- Powinieneś mi ufać, Niall! – poczułam, jak zaczynają ponosić mnie nerwy. – Na tym polega związek!
- Związek? – uśmiechnął się kpiąco. – Czym był dla ciebie nasz związek, skoro szukałaś innego faceta?
- Nie szukałam do jasnej cholery! – wrzasnęłam. – Nigdy nic mnie nie łączyło z Louis’em!
- Przestań się tłumaczyć. – powiedział oschle. – I tak już nic nie zmienisz. – po tych słowach podniósł się i nie patrząc na mnie wyszedł z lokalu.
- Niall! - zawołałam za nim, ale chłopak już zniknął za drzwiami. Ukryłam twarz w dłoniach i walczyłam ze sobą, aby się nie rozpłakać.
Siedziałam tak przez dobrych kilkanaście minut czekając, aż choć trochę się uspokoję. Gdy oddech mi się unormował a ręce przestały drżeć, szybko dopiłam ledwie ciepłą już kawę, pozbierałam manatki i wyszłam z lokalu. Rozejrzałam się niepewnie, nie wiedząc gdzie iść. W końcu skierowałam swoje kroki w stronę parku. Spacerowałam alejkami spokojnym krokiem, uważnie rozglądając się dookoła i zastanawiając się jak to wszystko się ułoży. Nie wiadomo właściwie po czyjej stronie leży wina. On zbyt pochopnie wyciągnął wnioski i nie dał sobie przetłumaczyć, że jest inaczej, a ja niczego nie dostrzegałam i może faktycznie dałam mu powód do zazdrości. Tylko dlaczego on tak uparcie twierdzi, że go okłamuję? Powinien mi ufać, prawda? Nie mogę zrozumieć, dlaczego wcześniej ze mną o tym nie pogadał. Przecież obiecaliśmy sobie, że będziemy ze sobą szczerzy. Chociaż z drugiej strony ja też nie zachowałam się fair wobec niego. Powinnam od razu powiedzieć mu o Josh'u, a nie to ukrywać. Ale czy jakbym powiedziała o tym Niall'owi to moje relacje z Louis'em by się zmieniły? Czy może nadal darzylibyśmy się nienawiścią? Nie wiem dlaczego, ale ostatnio Louis stał się dla mnie bardzo ważny. Uwielbiam jego towarzystwo i naprawdę się cieszę, że udało nam się dogadać. Mam wrażenie, że rozumie mnie lepiej niż ja sama siebie rozumiem. To dziwne. Znamy się bardzo krótko, a już zdążyliśmy z nienawiści przejść do przyjaźni. I to takiej prawdziwej przyjaźni. Ufam mu. On ma w sobie coś takiego, że po kilku rozmowach masz wrażenie, jakbyście się znali od zawsze.
 
Moje przemyślenia przerwały wibracje, które poczułam w prawej kieszeni jeansów. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, na którym widniało zdjęcie Louis'a, przypisane do jego numeru. Uśmiechnęłam się pod nosem, jednak mój uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. Szybko mu odpisałam i już po chwili dostałam odpowiedź. Właśnie to uwielbiałam w Louis'ie. Jeśli ktoś z jego przyjaciół miał problemy, potrzebował pomocy, potrafił rzucić wszystko i przejechać pół miasta, aby znaleźć się obok tej osoby.
Usiadłam na ławce z zamiarem poczekania tam na chłopaka. Po chwili usłyszałam głośny, dziecięcy śmiech. Spojrzałam w stronę z której dobiegał i ujrzałam małego, na moje oko sześcioletniego chłopczyka, który biegał pomiędzy drzewami. Między kolejnymi salwami jego donośnego śmiechu można było usłyszeć "Nie złapies mnie! Mama, cemu mnie nie gonis?". Patrząc na tego małego pociesznego potworka, uśmiechnęłam się, na chwilę zapominając o wszystkich moich problemach. Nagle chłopczyk zatrzymał się i spojrzał w moją stronę. Przez chwilę uważnie mi się przyglądał, po czym rozejrzał się, obrócił na pięcie i kucnął. Nie widziałam co robi, jednak mogłam się domyślić, że zawzięcie czegoś szuka w trawie. Już w następnej sekundzie zerwał się na równe nogi, aby po chwili zacząć dreptać w moim kierunku.
- Ceść! - zawołał, podbiegając do mnie.
- Hej. - uśmiechnęłam się lekko.
- Cemu jesteś smutna? - zapytał, przechylając lekko głowę.
- Nie jestem. - zaprzeczyłam, unosząc kąciki ust ku górze.
- Jesteś. Ocy mas smutne. - zaseplenił.
Nic na to nie odpowiedziałam, a on lekko poruszył ręką, którą do tej pory trzymał za plecami i wyciągnął ją w moją stronę.
- Mas, uśmiechnij się. - poprosił i wręczył mi małą, różową stokrotkę.
- Jejku, dziękuję. - odpowiedziałam zaskoczona, biorąc od niego kwiatek.
- A nie będzies się jus smucić? - zapytał.
- Nie będę. Obiecuję. - uśmiechnęłam się.
Widząc to, chłopczyk odsłonił w uśmiechu swoje szczerbate ząbki i chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, jednak w tej samej chwili usłyszeliśmy donośne wołanie.
- Denis! Skarbie, gdzie jesteś?
- Ojoj! - krzyknął. - Mama mnie suka. Musę jus iść. A ty jus nie smutaj. - uśmiechnął się i pobiegł w swoją stronę.
- Dziękuję! - krzyknęłam za nim, a on odwrócił się, pomachał mi i zniknął między drzewami.
- Dzieci są nadzwyczaj spostrzegawcze, prawda?
- Tak, i potrafią być dojrzalsze od dorosłych. - przytaknęłam. - Widziałeś całą tą sytuację? - zapytałam.
- Tak, ten maluch wyrośnie na świetnego faceta. - odpowiedział Louis siadając obok mnie.
- Zgadzam się. - uśmiechnęłam się, obracając w palcach stokrotkę. 

- Trzymaj. Pomyślałem, że będziesz potrzebować swojego antydepresanta. - puścił mi oczko, podając mi duże opakowanie lodów i łyżkę.
- Dziękuję, nie musiałeś. - mruknęłam, patrząc na niego z wdzięcznością.
- Ale chciałem. - uśmiechnął się, opierając się wygodnie, a ja cmoknęłam go w policzek. - Tak tak, cała przyjemność po mojej stronie. A teraz poważnie. O co chodzi?
- Wiesz czemu Niall tak sie wobec nas zachowywał?
- Ty wiesz. - powiedział.
- Tak, w końcu. - westchnęłam.
- Więc?
- Myślał, że go zdradzam...
- CO?!
- Z tobą. - dokończyłam przerwane zdanie.
- ŻE JAK?!
- Zareagowałam tak samo. - mruknęłam, zanurzając łyżkę w czekoladowej papce.
- Możesz mi powiedzieć jakim cudem? - zapytał z niedowierzaniem chłopak.
- Słyszał końcówkę naszej rozmowy na ognisku.
- Czyli...
- Czyli, że nam na sobie zależy.
- I nie przemyślał sobie tego, tylko od razu założył, że go oszukujemy, tak?
Pokiwałam głową. Louis wziął głęboki oddech, oparł się łokciami o kolana i ukrył twarz w dłoniach a ja opowiedziałam mu jak wyglądała moja ostatnia rozmowa z Niall'em. Niebieskooki stwierdził, że Horan nie umie przyznać się do błędu.
- Ale Louis, on mi nie wierzy. Cały czas jest przekonany, że go oszukuję.
- Bo nie umie myśleć. – warknął chłopak. – Gdyby choć na chwilę postawił się na twoim miejscu, gdyby CHCIAŁ zrozumieć jak naprawdę było, to by to zrobił.
- Widocznie nie umie mi zaufać. – spuściłam głowę.
- On jest tępy. – mruknął ze złością Louis.
- Tylko, że nie wiem co mam teraz robić. - poskarżyłam się, po czym pochłonęłam kolejną łyżkę lodów.
- Nic. - powiedział. - Nie wydaje mi się, żebyś mogła cokolwiek z tym zrobić. Wyjaśniłaś sprawę, a że on ci nie wierzy, to jego problem. – spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno.
- Mam jakieś dziwne przeczucie, że go stracę. – powiedziałam po chwili milczenia.
- Myślisz, że nie będzie o to pytał chłopaków? Nie upewni się czy to prawda?
- Skoro do tej pory tego nie zrobił, to podejrzewam, że nie. Ciebie tym bardziej nie zapyta. – dodałam, widząc, że chce coś powiedzieć. - Powie, że trzymasz moją stronę.
- Bo trzymam. Co jest równoznaczne z tym, że mówię prawdę. Myślę, że pogada z którymś. Najprawdopodobniej z Zayn’em. Oni się zawsze najlepiej dogadywali. Potem zapewne dojdzie do konfrontacji między nami a Niall’em.
- I myślisz, że nikt nie będzie miał wątpliwości, co do naszej wersji? Wszyscy nam uwierzą? – zapytałam niepewnie.
- A czy my wyglądamy na parę? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Skoro Niall myślał, że się z tym ukrywamy, to czy w samotności, jak jesteśmy tylko we dwoje zachowujemy się jak Jess i Zayn? Albo jak do niedawna ty i blondyn? Nie. Więc?
- Ale jak słusznie zauważyłeś jesteśmy wtedy sami i nikt nie będzie mógł potwierdzić, że tak było naprawdę. – zauważyłam czując, że w moich oczach zaczynają zbierać się łzy.
- A czy związek nie polega na zaufaniu? Niall powinien wierzyć w to, co mu mówisz. A jeśli nie, to próbować z tobą porozmawiać i dowiedzieć się jaka jest prawda. A on po prostu ślepo uwierzył w to, co zobaczył, a resztę sobie dopowiedział. Na dodatek nie dał ci szansy, aby to wyjaśnić. Więc z kim tu jest coś nie tak, z tobą czy z nim? – zapytał tonem, który wskazywał, że to było pytanie retoryczne. – A teraz… - przysunął się bliżej mnie i wytarł policzki, po których spłynęło kilka łez. – Przestań na chwilę o tym myśleć, bo już i tak nic nie zdziałasz. Po prostu czekaj aż on się wyłamie. Uśmiechnij się i idziemy. – Powiedział łapiąc mnie z rękę i podnosząc z ławki.
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz. – uśmiechnął się pod nosem, ciągnąc mnie za sobą.

Pokręciłam głową i wyrównałam krok z niebieskookim.  


______________________________________
Vi: Przepraszam Was za takie zaniedbanie bloga. Jest rok szkolny, właściwie już wielkimi krokami zbliża się jego koniec, więc wiadomo, jest to czas poprawiania ocen. Ciągle nie mam na nic czasu, jestem strasznie zmęczona i w ogóle nie mam kiedy zastanawiać się nad dalszą akcją opowiadania. Mimo to postaram się coś w najbliższym czasie nabazgrolić. O ile ktoś to jeszcze w ogóle czyta, bo patrząc na ilość komentarzy, jesteśmy strasznie rozczarowane. 
Dajcie znać czy Wam się podoba :)

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 13



(oczami Jessici)



Leżeliśmy razem z Mulatem w parku pod wielkim drzewem. Słońce grzało nasze złączone ciała. Bawiliśmy się naszymi dłońmi i co jakiś czas obdarzaliśmy się słodkimi pocałunkami. Był ciepły poniedziałek. Wczoraj był wyścig, który wygrałam. Cała ta sytuacja wydawała się zbyt bajkowa, więc po raz kolejny dzisiejszego dnia, przypomniałam sobie cały wczorajszy dzień.



Jak to ja, wstałam oczywiście w samo południe. Nie byłam tym faktem zadowolona, ponieważ jest niedziela, a ja nie byłam w Kościele, tym bardziej, że dziś mam wyścig. Wiem, jestem bezbożnikiem. Wygramoliłam się z łóżka i sprawdziłam telefon. Wiadomość od Vi, nie należała do tych najkrótszych. Wyjaśniła mi wszystko kiedy do mnie wpada, żebyśmy mogły się ogarnąć na wieczór. Z tego co wyczytałam z wiadomości, dziewczyna będzie u mnie o 13. Spojrzałam na zegarek. 12.44. No i znowu będzie gadanie, bo nigdy nie mogę się wyrobić. Odłożyłam telefon na szafkę nocną i swoje kroki skierowałam do łazienki. Zrobiłam poranną toaletę i założyłam dresy. Włosy spięłam w koka i założyłam moje okulary, w których chodzę tylko wtedy gdy muszę. Wychodząc z łazienki, na zegarku wybiła punkt 13, a drzwi od mojego pokoju otworzyły się i w stanęła w nich Vi. Jej strój był taki sam, jak mój. Tylko, że ona w rękach trzymała kilka toreb z ubraniami i kosmetykami.

- Coś Ty tam nabrała? – spytałam zdziwiona.

- Przecież trzeba się dziś jakoś przygotować. Kochana, to też finały mojego brata. Wiesz przecież ile na to czekałam. – odparła rzucając wszystko na moje jeszcze nie pościelone łóżko.

- Wypad mi z tymi torbami! – krzyknęłam i zrzuciłam wszystko na podłogę.

- Oszalałaś do reszty? Tam są cenne rzeczy!

- To wypad z tym na fotel, a nie na łóżko.

- Zołza. – warknęła.

- Idź już! – zaśmiałam się.

Gdy ścieliłam łóżko, Vi wypakowywała wszystko z toreb. Zasłaniała mi wszystko swoim ciałem i nie mogłam zobaczyć co kupiła. Gdy skończyłam robić swoje, usiadłam na łóżku i chrząknęłam. Victoria, w tym momencie się odwróciła do mnie z czarnymi przetartymi rurkami. Położyła je na łóżku, a obok nich dołożyła czarną koszulę.

- Kupiłam ostatnią. Jakaś laska, chciała mi ją zabrać, ale mówię NIE! Ona jest moja! – parsknęłam śmiechem – Kupiłam Ci też bransoletki. – podała mi je – A no i zapomniałabym. Po ostatnim Twoim wyścigu, zostawiłaś u mnie swój krzyżyk. Pomyślałam, że pewnie chciałabyś mieć go dziś ze sobą.

- Zapomniałam o nim. Dziękuję. – wyciągnęłam rękę po ową rzecz – A Ty w co się ubierasz?

- Nie skończyłam jeszcze. – Co ja sobie mogłam myśleć – Kupiłam Ci też czarne wojaki. Te które chciałaś ostatnio kupić, bo tak Ci się podobały. Wzięłam oczywiście nie używaną parę. – wyszczerzyła się.

- Jesteś niezastąpiona.

- Wiem o tym. – przytuliłyśmy się.

Reszta czasu zajęła nam na oglądaniu tego co Vi, kupiła sobie i oczywiście na obejrzenie filmu, oraz na rozmowy. Cztery godziny nie wiadomo kiedy minęły. Zjadłyśmy obiad i każda z osobna udała się do łazienek.
Wzięłam relaksujący prysznic, po czym ubrałam się w czarne rurki, bokserkę, a na nią koszulę, czarne wojskowe buty i dodatki, które zakupiła również Vi. Na samym końcu założyłam mój krzyżyk, który zawsze jest na mojej szyi, podczas każdego wyścigu. Gdy wyszłam z łazienki od razu usiadłam przed moją toaletką i z pomocą Vi zrobiłam makijaż. Oczy miałam mocno podkreślone kredką i tuszem, a na ustach znajdowała się czerwona szminka. Liam, zawsze się śmiał, że gdy się tak umaluje, to wszyscy uciekają, bo wyglądam mrocznie. Oczywiście wiem, że to żarty i pewnie dlatego nic mu jeszcze nie zrobiłam. Stanęłam z Vi przed lusterkiem i razem stwierdziłyśmy, że wyglądamy bosko. Tak, ta nasza skromność. O godzinie 20, zaczynał się wyścig Nate’a, więc półgodziny wcześniej chłopcy mieli przyjechać pod mój dom, abyśmy mogli wspólnie pojechać do centrum. Mamy jeszcze 10 minut, więc spokojnie weszłam na fb. Wrzuciłam moją fotkę z Victorią i odczepiłam kilka osób. Po wylogowaniu się zabrałam swoją kurtkę skórzaną. Zeszłyśmy po schodach i mówiąc moim rodzicom, że jedziemy na wyścig, zniknęłyśmy po drugiej stronie drzwi. Pod moją bramą czekali już na nas chłopaki. Każdy z nich był ubrany na ciemne kolory. Zayn, gdy tylko mnie zobaczył, zaniemówił. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w usta.
- Hej, skarbie. – odparłam.

- Nie poznałem cię. Wyglądasz przepięknie.

- Cieszę się, że ci się podoba. – uśmiechnęłam się lekko i wsiadłam do samochodu Malika.

Z nami jechał jeszcze Niall i Harry, który cały czas mnie obserwował z tylnej kanapy. Po dojechaniu na miejsce, od razu zauważyłam dużą grupkę ludzi, którzy stali wokół jakiegoś auta. Wychodząc z samochodu, rozpoznałam dopiero, że to mój Dodge. Uśmiechnęłam się pod nosem i zamknęłam drzwi od strony pasażera. Wszystkie oczy zostały skierowane na mnie, a po chwili można było usłyszeć moje imię w wielkim krzyku. Tak, to są osoby, które kibicują mi podczas każdego wyścigu. Od razu podeszli do mnie i każdy z nich chciał się ze mną przywitać. Po jakimś czasie zauważyłam dopiero Briana, który cały czas pilnował mój wóz. Szybkim krokiem podeszłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Przywitałam się z nim, a później poznałam go z moimi przyjaciółmi, których jeszcze nie znał. Przekazał mi kluczyki od samochodu i całą ósemką poszliśmy na start, aby zobaczyć, jak wygrywa Nate. Po dojściu na miejsce zauważyłam, że Nate i jego przeciwnik siedzieli już na swoich motorach i czekali tylko na sygnał od Vi. Dziewczyna spojrzała się na każdego z osobna i puszczając oczko bratu wykonała znak. Chłopaki z piskiem opon ruszyli przed siebie. Po kilku sekundach zniknęli nam z pola widzenia. Stałam w tulona w objęcia Zayn’a i myślałam cały czas czy uda mi się wygrać. Marcus, jest znakomitym kierowcą, ale nigdy jeszcze się z nim nie ścigałam. Zayn, prawdopodobnie wyczuł mój strach, bo objął mnie mocniej i ucałował czule w głowę. Przez jakiś czas wszyscy staliśmy w ciszy, ale przerwał ją dźwięk motorów, które wracały już na metę. Nikogo to nie zdziwiło, że Nate, jako pierwszy przekroczył linię mety i oczywiście wygrał. Na końcu zrobił swój mistrzowski trik i stanął niedaleko naszej grupki. Gdy zdjął kask jakieś laski podbiegły do niego i zaczęły się nim zachwycać. Zadowoleni, że wygrał ruszyliśmy w miejsce bliżej startu mojego wyścigu. Brian, dołączył do nas moim samochodem i ustawił się na wyznaczonym miejscu. Swoje kroki skierowałam do auta, a Zayn ruszył razem ze mną.

- Wiesz co robisz? – spytał gdy wsiadałam do wozu.

- Skarbie, nie martw się o mnie. Robiłam już to setki razy. – uśmiechnęłam się do niego chytrze.

- Uważaj na siebie. – odparł z opiekuńczym głosem.

- Będę robić wszystko, aby wygrać i w tym nic sobie nie zrobić. – przytaknęłam i się lekko zaśmiałam.

- Kocham cię. – odparł i schylił się do mnie, aby mnie pocałować.

Odsunął się ode mnie i wolnym krokiem cały czas patrząc na mnie odchodził do naszych przyjaciół. Na jego miejsce wszedł Brian.

- Wszystko jest ulepszone. Ten wózek wyciśnie teraz więcej, niż ostatnio więc próbuj się nie zabić.

- Okay.

- Pamiętaj, że całkowite przyspieszenie wciskasz na samym końcu.

- Wiem.

- No i oczywiście na zakrętach może trochę cię rzucać, więc wtedy na ręcznym najlepiej.

- Brian! – krzyknęłam.

- Słucham?

- Wyobraź sobie, że wiem o tym. Nie ścigam się pierwszy raz. Wyluzuj.

- Dobra, masz rację. Nic już nie mówię. Tylko jedno. Powodzenia.

- Idź już. – skwitowałam, a do mojej szyby podszedł Liam. No i kto jeszcze?

- Mała, uważaj na siebie. – odezwał się Payne.

- Wiem, nie musisz się martwić.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale wiesz jaki jest Marcus. On zrobi wszystko, aby wygrać.

- Nie przejmuj się. Wygram to. A wiesz skąd to wiem? Bo wy jesteście ze mną i On. – wskazałam na swój krzyżyk – Jestem w dobrych rękach.

- Wygraj to. – oznajmił i dołączył do chłopaków.

Przez chwilę jeszcze na nich patrzyłam, ale po chwili podjechał do mojego boku czarny samochód. Był to Nissan 350z. Oczywiście tylko w stylu Marcusa. Chłopak opuścił szybę i swoje słowa skierował do mnie.

- Stracisz wóz.

- Prędzej ty swój.

- Kotuś, to twój pogrzeb.

- Coś mi się wydaje, że nie znasz życia. – odparłam ze stoickim spokojem.

- I tak przegrasz, więc nie rozumiem po co się ze mną ścigasz.

- Nie bądź tego taki pewny Marcus.

- Możesz się już z tym pogodzić, że dojedziesz do mety ostatnia. A ten twój kochaś, będzie musiał cię tylko i wyłącznie pocieszać. Chociaż ja zrobiłbym to lepiej, ale tobie wystarczają takie sieroty jakim jest Malik.

- Przymkniesz się? Do dorastasz do pięt Zayn’owi i możesz już się poddać, bo przegrasz.

- Śmieszna jesteś.

- Możliwe, ale mam o co walczyć. – poruszyłam brwiami i spojrzałam mu głęboko w oczy – Zróbmy to! Jedź, albo giń! Pamiętasz? – uśmiechnęłam się sama do siebie i spojrzałam na Vi.

Dziewczyna była ubrana w czarnobiałe rurki, białą zwiewną koszulkę, na której znajdowała się czarna skóra. Zaś na nogach miała piękne, różowe szpilki, które oczywiście genialnie się wyróżniały. A jej koński kucyk dopełniał całą stylizację.

- Jedna zasada. Nie dajcie się złapać. Niech wygra najlepszy kierowca. – przy ostatnich słowach spojrzała na mnie – Gotowi?

- Gotowa. – odpowiedziałam pod nosem.

Victoria spojrzała najpierw na mnie, a później na Marcusa i z chytrym uśmieszkiem opuściła ręce oraz krzyknęła ”START”. Od razu ruszyliśmy z miejsc, a mój kochany wózek, aż podniósł przednie koła do góry.

Jako pierwsza wyjechałam na ulicę i trochę tego pożałowałam. Marcus chował się za mną i robił to co ja, więc miał więcej szczęścia. Ja prawie ocierałam się o inne samochody i oczywiście każdy na mnie trąbił, abym zjechała, bo jadę pod prąd. Szybko się ogarnęłam i robiłam swoje. W zakręty wchodziłam gładko i wyrabiałam się przed każdym innym samochodem. Marcus, nie wyrabiał i strasznie zarzucał tyłem samochodu. Trochę otarł się o autobus i zarzuciło go o 180C. Zaśmiałam się i dodałam więcej gazu. Szczęśliwa, że zgubiłam tego pajaca, nawet nie zauważyłam, że dogonił mnie razem z policją. Oczywiście wykorzystał sytuacje i wyminął mnie i zostawił mnie na pastwę glin. Marcus, pojechał główną, a ja za zakrętem skręciłam w boczną uliczkę. Policja na szczęście pojechała główną ulicą Londynu, a ja mogłam trochę odetchnąć. Po kilku sekundach wyjechałam tuż przez Marcusem i zadowolona wjechałam już na ostatnią prostą. Marcus, dogonił mnie i zbyt wcześnie włączył przyspieszenie. Zaśmiałam się pod nosem i na ostatnim odcinku zrobiłam to co trzeba. Wcisnęło mnie w siedzenie, ale za to wygrałam z wielką przewagą ciesząc się jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę. Chłopak zakręcił na plac parkingowy i wskazał, abym zrobiła to samo. Zaparkowałam naprzeciw niego i wysiadłam z auta. Marcus podszedł do mnie.

- Dałem ci wygrać.

- Oj, coś mi się wydaje, że nie. Marcus, zrozum, że jestem od ciebie lepsza. Londyn należy do mnie.

- Śmieszna jesteś. – zakpił.

- Już to mówiłeś.

Podszedł do mnie i złapał mnie za szyję.

- Ze mną się nie zadziera skarbie. – wyszeptał mi do ucha, zaciskając swoje palce na mojej szyi.

- Co mi zrobisz? Zabijesz mnie? – wychrypiałam.

- Już niedługo poznasz smak porażki. – chłopak położył mnie delikatnie na masce samochodu i patrząc mi w oczy pocałował mnie – Widzimy się już niedługo.

Po swoich słowach odszedł do swojego samochodu i z piskiem opon ruszył w swoją stronę. Cały czas stałam w tym samym miejscu i tępo patrzyłam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał samochód mojego byłego. Z rozmyślań wyrwał mnie dotyk Zayn’a i krzyk pozostałych.

- Wygrałaś! Jess, zrobiłaś to! Upokorzyłaś go! – krzyczeli wszyscy oprócz Zayn’a i Harry’ego.

Mogę się założyć, że tylko oni we dwóch widzieli ta całą akcję z Marcusem. Zayn, wyczuł moje zdenerwowanie, bo objął mnie i pocałował tak jak nigdy. Mogłam dopiero wtedy się wyluzować i próbować zapominać.

- Jess, skarbie. Wygrałaś. – szepnął do mnie Zayn.

- Widziałeś? – spytałam nadal wtulając się w niego.

- Tak. Niestety. Żałuje, że nie mogłem do niego podejść i poprzestawiać mu tą mordę.

- On wróci. – wychlipałam, bo łzy zaczęły napływać mi do oczu.

- Poradzimy sobie. – oznajmił i zwolnił uścisk, abym mogła spojrzeć na resztę.

Wszyscy wpatrywali się we mnie. Czekali co powiem. Czym się z nimi podzielę. Zamknęłam oczy, spuściłam powietrze z płuc i spojrzałam na każdego z osobna.

- Dziękuję. – wyszeptałam – Jedziemy na piwo? – zaproponowałam i uśmiechnęłam się, aby nie było po mnie widać, że jestem nadal w szoku.

- I za to cię kochamy Jess. – odparł Liam.

Postanowiliśmy, że ze mną jedzie Zayn, moim wozem. Harry, razem z Niall’em autem Malika,  a reszta tak, jak wcześniej. Czyli Vi, Liam i Louis samochodem Liama. Miałam dość na dziś jazdy, więc Zayn zgodził się, że nas zawiezie. W klubie dałam się ponieść emocjom i wypiłam trochę więcej, niż zamierzałam, ale w końcu to był mój dzień.



- Zayn?

- Tak?

- Wczoraj razem z Harry’m widzieliście tylko tą akcję?

- Tak. Staliśmy we dwóch. Nie wiem dlaczego, ale jakoś ostatnio zauważyłem, że mogę na nim polegać. Postanowiliśmy, że zaczekamy bliżej parkingu, że będziemy lepiej widzieć końcówkę. No i widzieliśmy więcej, niż nam się wydawało. Miałem ochotę podejść do was i coś mu zrobić. Nie mogłem patrzeć, jak ten idiota cię traktował. Jak cię złapał za szyję. Jak cię położył na masce. Jak cię pocałował. – w tej chwili zamilkł i zacisnął powieki – Nie mogłem na to patrzeć. Ale Harry mnie opanował. Później dopiero zauważyłem, że on też się tym przejął. Jesteś dla niego ważna. – odparł i spojrzał gdzieś w bok.

- Zayn. – powiedziałam i usiadłam na jego kolanach – On też jest dla mnie ważny. Ale jako brat. Bo to ciebie kocham i to z tobą chcę być. – spojrzał mi w oczy – To przy tobie czuję, że żyje. To ty dajesz mi szczęście.

- Kocham cię. – odparł i złączył nasze usta. 



____________________________
Kochani!
1. W pierwszej kolejności chciałabym Was przeprosić.
Strasznie długo musicie czekać na kolejny rozdział i to jest moja wina. Ostatnio miałam strasznie mało czasu na pisanie, no i weny też mi brakowało. Prowadzenie bloga to coś trudnego. Tym bardziej w roku szkolnym. Dochodzi do tego również to, że za dwa miesiące mam egzaminy gimnazjalne i przyjmuję sakrament Bierzmowania. Wiąże się z tym strasznie dużo nauki i mało czasu na pisanie.  Więc mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Po prostu przepraszam za to opóźnienie. 
2. Kolejna sprawa. Zdaję sobie sprawę, że po tak długiej przerwie, opuściło nas sporo czytelników. Więc kto przeczyta rozdział i nadal zostaje z nami, to proszę go o komentarz. Nie musicie rozpisywać. Wystarczy jedno słowo, jakaś emotikonka, cokolwiek. Dla Was to tylko kilka sekund, a my będziemy mogły zobaczyć czy ktoś to czyta i czy w ogóle opłaca się nam prowadzić tego bloga.
3. No i ostatnia sprawa. Teraz Victoria przejmuje po mnie pałeczkę pisania, więc rozdziały mogą pojawiać się częściej. Nic nie obiecuję, ale mam taką nadzieję, że nie będziecie musieli znowu tyle czekać. 
Jeszcze raz Was przepraszam i mam nadzieję, że jednak z nami zostaniecie. :)

Jessica

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 12



(oczami Jessici)




Z wielką trudnością otworzyłam swoje zaspane oczy i przetarłam je wierzchem dłoni. Przeciągnęłam się lekko, aby nie zbudzić Zayn’a. Spojrzałam na niego i od razu się uśmiechnęłam. Wyglądał tak uroczo, że aż szkoda było mi go budzić. Musnęłam jego policzek i wyswobodziłam się z objęć Mulata. Wyciągnęłam bluzę z torby i wyszłam z namiotu. Założyłam ową rzecz na siebie i stwierdziłam, że jest w miarę ciepło. Zaczęłam kierować się w stronę mola. Wokół jeziora kłębiło się dużo ludzi. Jedni pływali na kajakach, inni chodzili wzdłuż jeziora, a jeszcze inni odpoczywali na plaży. Z rękoma w kieszeniach weszłam na molo i oparłam się o barierkę. Słońce mocno świeciło, ale wiał zimny wiatr. Wpatrywałam się w bezchmurne niebo i wspominałam wczorajszy wieczór. Ognisko, śpiewy chłopców, zimna kąpiel Harry’ego i Niall’a, kolejny zakład Loczka, rozmowa z Zayn’em i czułe pocałunki w namiocie, no i okropna pobudka ze strony Lokersa, oraz widok biegającego Liama po całym placu, który czyścił sobie usta, po ”przypadkowym” spotkaniu z rybką. Uśmiech wcale nie schodził mi z twarzy, gdy przypominałam sobie każdą scenę. Nagle moje zamyślenie przerwały wibracje telefonu w mojej bluzie. Wyjęłam urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz. ”Brian”. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.

- Halo?

- Hej, księżniczko. – odparł męski baryton.

- Hejka. Co tam u ciebie?

- Mam dla ciebie ważną wiadomość.

- To znaczy? – spytałam ze zdziwieniem.

- W niedzielę, jest wyścig.

- Z kim się ścigam?

- Bębny proszę.

- Brian! Mów! – zaśmiałam się.

- Z Marcus’em. – odparł ponuro.

- Z moim byłym?

- Niestety tak.

- A dla mnie jednak stety. Będę mogła mu pokazać, że dziewczyny też mogą się ścigać.

- Nie kochana. Że Jessica Jones, też może się ścigać.

- Dzięki. Ale czekaj. W niedzielę jest finał Nate’a.

- Tak, wiem. Twój wyścig jest po finale, więc będziesz mogła najpierw jemu kibicować, a później on będzie mógł tobie.

- Dziękuje.

- Za co?

- Za wszystko.

- Weź, bo się poryczę. – udał, że płacze.

- Może nie. Wiesz co ja kończę, Liam idzie właśnie w moją stronę. A i dzięki za informację.

- Okay, nie ma sprawy. Pozdrów tam towarzystwo, do niedzieli.

- Do niedzieli.

Rozłączyłam połączenie i włożyłam telefon z powrotem do kieszeni. Brian, jest moim przyjacielem z Manchesteru. Moja wyprowadzka nie zmieniła naszych relacji i nadal się przyjaźnimy. Zawsze gdy mam mieć jakiś wyścig, Brian informuje mnie o tym. Tak, to prawda, ścigam się. W moje 16 urodziny miałam swój pierwszy wyścig. Od małego interesowałam się motoryzacją i tak mi zostało. Wyścigi, szybkie auta, motory, tatuaże i taniec, to coś co mnie interesuje najbardziej na świecie i mam z tym styczność od małego. No i kolejny problem. Marcus. On również się ściga i gdy byliśmy razem, zawsze próbował mi pokazać, że jest lepszym kierowcą. Szczerze, jak na tak młody mój wiek, radzę sobie całkiem nieźle. Wyścigów miałam już bardzo dużo, a przegrałam tylko dwa. Ale to był mój błąd, bo za wolno zmieniałam wtedy biegi i za bardzo nie orientowałam się jeszcze w tym wszystkim. Od sierpnia tamtego roku nie przegrałam jeszcze niczego i mam nadzieję, że w niedzielę również tego nie schrzanię. Nie chciałabym upokorzyć się przy przyjaciołach. Jeśli jest już o nich mowa. Liam kroczył w moją stronę i wcale nie miał pojęcia, że Vi idzie krok w krok za nim. Mogę się założyć, że ta dziewczyna zaraz coś zrobi. Tak jak pomyślałam, tak też się stało. Brunetka z gracją baletnicy, wskoczyła na plecy chłopakowi i opatuliła swoje ręce wokół jego szyi. Zaśmiałam się pod nosem i znowu zaczęłam wpatrywać się w jezioro. Vi nagle stanęła po mojej prawej, a Liam po lewej. Staliśmy przez jakiś czas w milczeniu, ale ewidentnie Vi to przeszkadzało, bo przerwała ciszę.

- Kto dzwonił?

- Brian.

- Ooo. Co chciał?

- Vi, czy ty musisz wszystko wiedzieć? – odparł Liam.

- Oj, zamknij się! – warknęła – Powtórzę. Co chciał?

- W niedzielę, mam wyścig.

- Z kim? – zapytali w tym samym momencie.

- Z Marcus’em.

- O cholera. – wyrwało się chłopakowi.

- Ja pierdziele, wszystko się wali. – podsumowała Vi.

- Jess, ale wiesz, że musisz powiedzieć o tym reszcie. – wtrącił się Liam.

- Wiem, i zrobię to, ale nie teraz. Chcę najpierw wrócić do domu i wszystko przemyśleć.

- Chcesz ukrywać przed nimi sekret, że się ścigasz?

- Jak sam powiedziałeś. To sekret.

- Jess, nie możesz tego ukrywać.

- Wiem i powiem im o wszystkim, ale jak dojedziemy i poukładam sobie wszystko w głowie, co mam im powiedzieć. Zadowolony?

- Mam nadzieję, że długo nie będziemy musieli czekać. – cmokną mnie w głowę.

Posłałam Victorii spojrzenie typu ”Powiedz mu!”. Zrobiła jedynie znużoną minę i westchnęła.

- Liam. – zatrzymała go – Ja też będę musiała się z czegoś przyznać. – spuściła głowę.

- Dziewczyny! – skwitował nas brunet i ruszył w stronę namiotów.

Zaśmiałyśmy się i odprowadziłyśmy chłopaka wzrokiem.

- To kiedy im mówimy? – spytała mnie brązowowłosa.

- Chyba będzie najlepiej, zrobić to dzisiaj.

- Kurna.

- Wiesz, że się już nie wymigasz?

- Wiem i to jest najgorsze.

Uśmiechnęłam się pod nosem i znowu spojrzałam na jezioro. W oddali było widać grupkę szczęśliwych ludzi, którzy pewnie nie mają żadnych problemów. Mogą się bawić i być szczęśliwi. A ja? Szczerze, to też się wczoraj bawiłam, no i jestem szczęśliwa, bo mam u boku najlepszych przyjaciół i cudownego chłopaka. Wczorajszy dzień był naprawdę fajny, ale do czasu. Gdy chłopcy przedstawiali nam swoją nową piosenkę, Harry cały czas wpatrywał się we mnie. Jeszcze w dodatku była ona o miłości. Tak naprawdę olałam to wtedy, ale później jak Loczek zaliczył zimną kąpiel i zobaczyłam go nagiego, zaczął patrzeć na mnie inaczej. Widziałam w jego oczach smutek, ale też pożądanie. Pożądanie?! Kurde, moje życie rzeczywiście jest dziwne. Mam tylko nadzieję, że Zayn tego nie widział, bo szczerze mówiąc, nie wiem co bym mu powiedziała w tej sprawie. Z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki.

- Ty mnie w ogóle słuchasz?

- Nie. – odparłam.

- Wiedziałam. Pytałam się czy masz jakąś taktykę na Marcus’a.

- Zastosuje jego własną broń. A właśnie. Muszę się dziś przejechać. Poproszę Zayn’a, abym ja dziś prowadziła.

- Jestem ciekawa jego reakcji. – uśmiechnęła się chytrze.

- Przecież nie będę szarżować.

- A na autostradzie? – podniosła brew.

- Może trochę. – wyszczerzyłam się.

- Ja widzę to twoje ”trochę”. – zrobiła nacisk na ostatnie słowo.

- Co trochę? – spytał Zayn.

- Matko, ale mnie wystraszyłeś! – wrzasnęła Vi – Dowiesz się w swoim czasie. – wyszczerzyła się – Powodzenia! – poklepała mnie po ramieniu i poszła do reszty.

- O co jej chodziło? – powiedział, patrząc mi w oczy.

- Mogę dziś prowadzić?

- Ty? – spytał zaskoczony.

- Tak. Chcę sprawdzić czy nie zapomniałam jak się jeździ. – jego wyraz twarzy to był jeden, wielki znak zapytania – Głuptasie, tak to prawda, mam prawko. Tak to prawda, interesuje się motoryzacją.

- Trafiła mi się kobieta idealna. – podszedł do mnie bliżej i lekko pocałował.

- To mogę?

- Pewnie, nie mam nic przeciwko, ale trzeba powiedzieć Harry’emu, że ty jedziesz.

- Dowie się przed samym wyjazdem. – odparłam, a na moje wargi wskoczył chytry uśmieszek.

- No i już ma plan. – zaśmiał się.

- Jak zawsze. – złapałam chłopaka w pasie, a on objął mnie w talii – Jak się spało?

- Dobrze, ale jak się obudziłem to byłem zawiedziony.

- Dlaczego?

- Bo ciebie nie było obok mnie.

- Wstałam jakieś pół godziny temu, więc długo sam nie byłeś. – uśmiechnęłam się i stanęłam na palcach, aby pocałować Mulata.

Zayn, przyciągnął mnie bliżej siebie i zaczął oddawać pocałunek. Był tak czuły, że aż zabrakło mi tchu. Gdy się oderwaliśmy od siebie, ruszyliśmy molem do naszego obozowiska, nadal się obejmując. Cały czas szliśmy w milczeniu. Co jakiś czas spoglądałam na Zayn’a, a on na mnie i dziękowałam w duchu, że mam takiego chłopaka. Gdy doszliśmy na miejsce, zobaczyliśmy śpiącego Niall’a na ziemi.

- A jemu co? –spytał Zayn.

- Musimy złożyć namioty, a blondasek nie ma zamiaru się obudzić, więc go wyciągnęliśmy ze środka. – wyrecytował Louis.

- Vi, nie wykorzystałaś swoich specjalności? – zachichotałam.

- A co ja Caritas? – zawtórowała mi.

- Ja mam pomysł. – odparł Harry.

Cicho podszedł do blondyna i usiadł przy nim, po czym wrzasną mu nad uchem i położył się na nim plecami.

- JEDZENIE! OKRADLI NAS! ZABRALI WSZYSTKO!

- CO?! – Niall podskoczył i zaczął zrzucać Lokowatego z siebie.

Wszyscy jak na komendę ryknęliśmy śmiechem, a Niall spoglądał na nas w osłupieniu.

- Bardzo śmieszne. – odparł po chwili.

- A żebyś wiedział. – zarechotał Liam.

- Jego mina mnie powala. – odparł Harry, nadal leżąc na ziemi i śmiejąc się z niebieskookiego.

- Idioci. – tylko tym skomentował nas Niall i z obrażoną miną poszedł w krzaki za potrzebą.

Nadal nie mogłam opanować swojego śmiechu i co parę sekund odtwarzałam sobie w myślach tą samą scenkę. Gdy blondyn wrócił Tomlinson i Styles, zaczęli parodiować tą sytuację, z tą różnicą, że zamiast krzyczeć ”JEDZENIE”, z ich ust wydobywały się słowa ”MARCHEWKI” i ”BANANY”. Niall stał nad nimi i obserwował ich z politowaniem, szepcząc coś pod nosem. Jak mniemam wiązankę przekleństw przeznaczoną dla chłopców.
Kręcąc głową i uśmiechając się podeszłam do mojej torby i wyjęłam z niej czarne rurki, koszule w kratę i czarne buty. Spoglądając na Vi, która w tym samym momencie spojrzała na mnie, mogłyśmy wymienić porozumiewawcze spojrzenia. Skinęłyśmy sobie głowami i podeszłyśmy do siebie.
- Chłopcy, nie wiemy jak wy, ale my z Jess musimy zaliczyć poranną toaletę. – odparła brunetka.

- Chyba raczej już południową. Dochodzi 12. – sprostował Louis.

- Zaliczyć? – zarechotał Harry.

- A ten znowu o jednym. – powiedziałam równocześnie z Vi.

Całą polanę ogłuszył nasz śmiech.

- Potrzebny nam będzie jakiś parawan, żebyśmy mogły się przebrać i coś, co przypomina stolik, aby położyć lusterko i kosmetyki. – wytłumaczyłam i spojrzałam na każdego z osobna – A i dwóch ochotników, którzy przytrzymają nam materiał. – dodałam.

- Ja się zgłaszam! – krzyknął Harry.

- Zboczeńcu, miałam na myśli Niall’a i Zayn’a. – spojrzałam na niego z politowaniem.

- Po pierwsze: Nie jestem zboczony! – wrzasną.

- Tak, jasne. Masz tylko seksowną wyobraźnię. – odparliśmy wszyscy chórem.

- A po drugie: Dlaczego oni?

- Bo są naszymi chłopakami? I widzieli nas w podobnych sytuacjach? – odpowiedziała brunetka.

- To tak to się teraz nazywa? – zaśmiał się.

Lokowaty uśmiechną się chytrze i rzucił w Zayn’a gigantycznym kocem.

- Harry, idź z Louisem i Liamem, po jakieś pieńki dla dziewczyn. – powiedział Mulat.

- A dlaczego ja? – spytał Lokers.

- Żeby cię nie kusiło, zboczeńcu. – dopowiedział Liam.

- Niech Harry stanie za mnie, albo Louis. Ja idę po pieńki. – odparł Niall, a wszyscy, którzy znajdowali się na polanie, spojrzeli na niego.

- Co ty odpierdzielasz? – spytał Zayn.

- Nic. Po prostu Louis niech za mnie stanie. Mogę się założyć, że dziewczyny nie będą miały nic przeciwko. – odpowiedział oschle Niall.

- Dobra chłopaki idźcie. Ja zostanę. – odparł Liam i złapał za drugi koniec koca.

Niall, Louis i Harry, poszli w głąb lasu, a ja od razu podeszłam szybko do Vi.

- O co mu chodzi?

- A skąd mam wiedzieć? Od samego przebudzenia jakoś dziwnie się zachowuje. Przejdzie mu zaraz, zobaczysz. Nie ma o co się martwić. – jak to Vi, odpowiedziała mi z wielkim spokojem.

- Mam nadzieję.

- Dobra, Liam weź ten koc i ustaw się w stronę lasu. – odparł Zayn.

- Dlaczego do lasu, a nie w stronę jeziora? – zapytał Liam.

- Bo Harry, może ukrywać się za drzewami. – odpowiedziałam.

- Zayn, dobry pomysł. – pochwalił go brunet.

Chłopacy od razu ustawili się tak jak zaplanowali. Nie czekając na nic dłużej, przebrałyśmy się z Vi w mgnieniu oka. Z kosmetyczki zabrałam szczoteczkę do zębów i pastę, a Zayn poszedł ze mną z kubkiem wody mineralnej, abym mogła jakoś wypłukać usta. Po skończonej czynności Vi uczyniła to samo. Po paru minutach dołączyła do nas reszta ekipy z pieńkami. Niall postawił mi pod nogami, a Louis Vi i mogę się założyć, że Harry z nimi nie był w tym lesie, tylko ukrywał się za drzewem. Coś mi się wydaję, że dziś oberwie, ale to później, pomyślałam. Z Vi usiadłyśmy po turecku na kocu i położyłyśmy na naszych ”stolikach” lusterka i kosmetyki. Nie zwracając na nikogo uwagi zaczęłam rozczesywać swoje długie blond włosy, aby po chwili spiąć je w koka. Nałożyłam na swoją twarz fluid i trochę różu na kości policzkowe. Swoje oczy wyszczotkowałam czarnym tuszem, podkręciłam zalotką, po czym podkreśliłam je lekko eyelinerem. Usta lekko zwilżyłam błyszczykiem i użyłam ulubionych perfum. Po skończonej robocie podniosłam wzrok na chłopców, którzy stali wokół mnie i Vi przodem do naszych twarzy. Stali w osłupieniu wpatrując się w nasze skromne osóbki.

- Co? – spytałam inteligentnie.

- WOW! – odparła razem cała piątka.

Z brunetką jedynie się zaśmiałyśmy i wstałyśmy z ziemi od razu składając koc.

- Wszystko spakowane? – spytała brązowooka.

- Prawie wszystko. Został tylko koc i namiot. – odparł Liam, który wziął owe rzeczy i ruszył w kierunku samochodu.

- Zayn. – pociągnęłam chłopaka za rękę i zmusiłam go, aby na mnie spojrzał – Zostało jeszcze jakieś żarcie? Jestem strasznie głodna. – wyszeptałam mu do ucha.

- Dlaczego mówisz szeptem? – spytał uśmiechając się do mnie.

- Niall.

- To wszystko wyjaśnia. – zarechotał – Powinno coś się znaleźć. Poczekaj chwilę, poszukam. – dodał i musnął mój policzek.

Mulat ruszył w kierunku swojego samochodu, a reszta odebrała to jako rozkaz, że czas opuszczać to miejsce i udała się za Malikiem. Gdy podeszłam do auta, chłopak stanął przede mną z bułką w ręce.

- Ostatnia kajzerka. Specjalnie dla ciebie. – wzięłam od niego posiłek i od razu zaczęłam przeżuwać.

- Dziękuję. – wymamrotałam.

- ZDRAJCA! – ryknął Niall – Moja bułka!

- Oj, zamknij się. Daj jej się chociaż tym najeść. Widzisz jaka jest chuda. – odparł Zayn w mojej obronie.

- Niall, na najbliższej stacji benzynowej zajedziemy i coś ci kupię. – poklepałam blondyna po ramieniu i włożyłam do ust ostatni kawałek bułki.

Reszta grupy wymieniła jedynie porozumiewawcze spojrzenia i zaśmiali się pod nosem. Zayn, który jeszcze stał obok mnie, poszedł w kierunku samochodu Niall’a i wyjął z bagażnika paczkę prażynek i rzucił w blondyna. Chłopak jak na zawołanie uśmiechną się do paczki i uradowany stanął przy Liamie. Stałam przy drzwiach od strony kierowcy, gdy Mulat szedł w moją stronę i rzucił tym razem we mnie kluczykami od samochodu.

- Oszalałeś?! – krzyknął Harry – Jej dawać kluczyki? Przecież ona nas zabije.

- Daj jej szansę. – odezwała się Vi.

- Jess, Sory, lubię cię, ale ja wracam z Vi. JA CHCĘ ŻYĆ! – wyrecytował i szedł już w przeciwną stronę, gdy Zayn złapał go za ramię i siłą wrzucił do samochodu.

- Dobra, to się pakujemy do samochodów póki Harry tam jeszcze siedzi. – odparł Zayn, co jakiś czas się śmiejąc.

- Louis, dziś ty prowadzisz.

- Niby dlaczego? – spytał zdziwiony.

- Taka była umowa. Nie masz wyjścia.

- Ale ja żadnej umowy nie podpisywałem. – oburzył się.

- Ważne, że ja podpisałam. – zaśmiała się Vi.

- Dobra, niech ci będzie, ale będziesz robić jako mój GPS i siedzisz z przodu. – wyszczerzył się Pasiasty.

- Okay, nie ma sprawy. – zgodziła się brunetka.

Niall spojrzał na ową dwójkę i od razu podszedł do nas.

- Jadę z wami. Dotrzymam towarzystwa Harry’emu.

Po słowach Irlandczyka od razu zapakowaliśmy się do aut. Włożyłam kluczyk do stacyjki i odpaliłam silnik. Piękny dźwięk wydostał się spod maski samochodu. Spojrzałam we wsteczne lusterko i od razu się zaśmiałam. Harry, siedział na samym środku tylnej kanapy i był zapięty, aż dwoma pasami. Jak on to zrobił, to ja już nie wiem. Szkoda mi było Niall’a, bo został troszkę przygnieciony przez Lokowatego, ale chociaż miał gdzie siedzieć. Z uśmiechem na twarzy pokiwałam głową i spojrzałam na Malika. Uśmiechnął się do mnie zachęcająco i pocałował mnie lekko w usta.

- Bleee! – usłyszeliśmy słowa Lokowatego.

- Siedź cicho, bo zaraz stąd wyjdziesz. – skarciłam go.

- To będzie dla mnie wybawienie. – odparł.

- Chcesz wracać z buta? – spytałam.

- Dobra, jedź już. Chcę umrzeć, jak najszybciej. – brunet zamknął oczy i się przeżegnał.

- Idiota. – odparłam i wrzuciłam jedynkę w skrzyni biegów.

Samochód zaczął lekko się toczyć, a z tyłu można było usłyszeć pisk Styles’a. To naprawdę jest dziwne dziecko. Wyjechaliśmy na drogę asfaltową, a ja nadal wlekłam się za Louis’em. Matko, taka jazda naprawdę mnie denerwuje. Niech tylko wjedziemy na autostradę, to pokaże mu jak się jeździ. Stanęliśmy na światłach. Fart mój chciał, że stałam jako druga, a Louis i spółka, obok nas po prawej stronie. Zayn wyszczerzył się do nich, a ja warknęłam.

- No bardziej zielone już nie będzie baranie!

Po moich słowach, koleś przed nami ruszył, a ja szybko go ominęłam i zniknął mi od razu z pola widzenia. Harry, wychylił się do nas i swoje słowa skierował do Zayn’a.

- Zabiję cię, jeśli przez nią zginiemy!

- Ty to naprawdę jesteś dziwny Styles. – zarechotał Niall i w końcu mogłam zobaczyć, że ma dobry humor.

Wyjechaliśmy z miasteczka i nareszcie mogłam ponieść się emocjom i wcisnąć pedał gazu do końca. Na autostradzie czułam się, jak podczas wyścigu. Po prostu byłam w swoim żywiole. Louis z resztą ekipy próbowali nas dogonić, ale wóz Niall’a nie był tak szybki, jak Zayn’a.

- Jess? – odezwał się nagle Niall.

- Tak?

- Nie wiedziałem, że potrafisz tak profesjonalnie prowadzić. Jestem pod wrażeniem.

- Ooo, dziękuje Niall. To miłe. – odparłam i spojrzałam we wsteczne lusterko – Harry, mógłbyś normalnie usiąść? – poprosiłam.

- Ja się ciebie boję. Nawet ja tak szybko nie jeżdżę. – odparł ze strachem w głosie.

- Tak Harry. Ty to tylko 20km/h. Weź już nie przesadzaj. Gwarantuje ci, że wrócisz do domu cały i zdrowy. – wtrącił się Zayn.

Mulat, spojrzał na mnie i puścił mi oczko, a ja postanowiłam porobić sobie jaja z Loczka. Gdy zaczął się rozpinać z pasów i miał już przesiąść się na lewą stronę samochodu, gwałtownie przyspieszyłam i wyminęłam samochód przede mną, co skończyło się lekkim slalomem. W tej samej chwili Harry, walnął głową o szybę, a później w zagłówek mojego fotela. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać z Lokowatego.

- Haha. Jak dobrze, że to uwieczniłem. – zarechotał Niall.

- Nie znam was! – wrzasnął wkurzony Styles.

Niall, przekazał nam swój telefon i razem z Zayn’em mogliśmy zobaczyć minę Loczka, który po malutkim zderzeniu nie wiedział co się stało. Droga minęła nam bardzo szybko, ponieważ mieliśmy radochę z Harry’ego, który co jakiś czas strzelał fochy i modlił się, aby w jednym kawałku dojechać do domu. Podczas podróży zajechaliśmy na stację benzynową, aby zatankować i przy okazji kupić coś do jedzenia. Po dwugodzinnej jeździe dojechaliśmy w końcu do domu. Powoli zaparkowałam samochód na wjeździe do rezydencji Liama. Gdy zgasiłam silnik i wyjęłam kluczyki ze stacyjki, Harry niczym błyskawica wypadł z auta i uklęknął na ziemi.

- JA ŻYJE! – krzyknął.

Zamknęłam drzwi od samochodu, a Zayn dołączył się do mnie i we trójkę mogliśmy się śmiać z Loczka. W między czasie Zayn pocałował mnie, a Niall cały czas z rozbawieniem patrzył się na Harry’ego. Jeszcze dobre 10 minut czekaliśmy na resztę. Pierwsze słowa, które skierował do mnie Louis, po wyjściu z samochodu były powalające.

- Ale? Jak? Co? Dlaczego? Co? Nie! Co?

- Chodźcie do domu. Widzę, że co niektórzy, potrzebują wyjaśnienia. – odparł Liam i poszliśmy za nim.

Każdy z nas usadowił się w salonie. Razem z Zayn’em, siadłam na jednym fotelu. Po naszej prawej siadł Louis, natomiast po lewej Harry i Niall, a naprzeciw Liam z Vi. Po twarzach moich przyjaciół mogłam wywnioskować, że czekają na wyjaśnienia. Zrobiłam jeden głęboki wdech i spojrzałam na każdego z osobna.

- Ścigam się. – zaczęłam – W wieku 16 lat miałam swój pierwszy wyścig, a od sierpnia tamtego roku nie przegrałam, ani jednego wyścigu. Tak, to te wyścigi uliczne, na których nie pozwalamy się złapać glinom. Motoryzacją interesuję się od małego. Zawsze mnie do tego ciągnęło. W końcu się przełamałam i spróbowałam. To jest częścią mojego życia i nie wyobrażam sobie, aby mogło mi tego zabraknąć. Pewnie słyszeliście, że zarabia się na tym niezłą kasę. Tak, to prawda. Za każdy wygrany wyścig dostaje się dwa patyki razy trzy. Czyli 6 tysięcy. Nie raz trochę więcej. Powiem wam, że uzbierałam już niezłą sumkę i wzrasta ona cały czas. – przerwałam na chwilę, aby spojrzeć na Vi. Kiwnęła głową, a ja zaczęłam mówić dalej – W niedzielę mam wyścig. Po finale Nate’a. Moim przeciwnikiem jest mój były, Marcus. Nie przegrał ani razu i ma nadzieję, że teraz również odniesie sukces. Jest oczywiście w błędzie. Marcus, zawsze uważał się za boga kierownicy, ale w niedzielę się to zmieni. Wygram z nim, bo zastosuję jego taktykę. Upokorzę go i pokaże mu, że dziewczyny również potrafią się ścigać. – spuściłam całe powietrze z płuc i przytuliłam się do Mulata – No to chyba tyle, co chciałam wam powiedzieć. – odparłam.

- To dlatego ty dziś prowadziłaś? – spytał Niall.

- Tak, chciałam trochę poćwiczyć. Tym bardziej, że miałam całą autostradę dla siebie.

- Wygrałaś swój pierwszy wyścig? – zadał pytanie Louis.

- Tak. Nie miałam wtedy pieniędzy, bo dopiero zaczynałam, więc była taka reguła. Wygram, dostaje kasę. Przegram, oddaje swój samochód wygranej osobie. Na szczęście wygrałam i kasa poleciała do mojej kieszeni, a samochód został ze mną.

- Jaki to był wóz? – znów spytał Niall.


- Masz taką brykę w garażu?! – krzyknął Harry.

- Nie. To znaczy mam ten samochód, ale nie w moim garażu. Przestałam nim jeździć jakieś pół roku temu. – odparłam.

- Aż boję się spytać jakim teraz jeździsz. – odparł Loczek.


- CO?! – wrzasnęli Louis i Harry, w tym samym momencie.

- Jest trochę przerobiony, ale to nadal ten sam Dodge. – wyszczerzyłam się.

- Chyba nie zaczaiłem. Gdzie do cholery trzymasz te wozy? – spojrzał na mnie zdziwiony Louis.

- U mojego przyjaciela, w Manchesterze. Jest moim mechanikiem i to on załatwia mi wyścigi. Znamy się od dziecka. – wyjaśniłam.

- Łoo Jess. Nie spodziewałem się tego po tobie. – wyjaśnił Pasiasty.

- Nikt się tego nie spodziewał Lou. – sprostował Niall.

- Ja ci nie wierzę! – wrzasnął Loczek – Muszę to zobaczyć na własne oczy.

- Okay. Jutro o 9 wieczorem możemy się ścignąć jakiś kawałek.

- Stoi. – zgodził się Harry.

- Ale musimy mieć jeszcze dwóch przeciwników. Każdy wyścig składa się z 4 kierowców. – sprostowałam i spojrzałam po reszcie.

- Ja jestem chętny. – odparł Zayn i pocałował mnie w policzek.

- Okay, to i ja się piszę. – dodał Louis.

- Dobra. Jutro o 9 na jakiejś ulicy. Później się zgadamy. – odparłam.

- Dlaczego później, a nie teraz? – dopytywał się Niall.

- Bo.. – przerwał mi Harry.

- Czekaj. Jakim wozem jutro będziesz jechać?

- BMW M5. Dostałam ten wóz od rodziców na moje 16 urodziny. – po raz kolejny się wyszczerzyłam.

- Farciara. Dobra kończ.

- Dzięki. Bo Vi musi nam coś powiedzieć. – odparłam.

W tym samym momencie Niall, zerwał się z kanapy i ruszył do drzwi.

- Gdzie ty idziesz? – spytałam.

- Muszę wracać do domu. Przepraszam was. – powiedział i zniknął nam z pola widzenia.

Spojrzałam na Vi, a ona jedynie wzruszyła ramionami. W jej oczach było widać smutek, że Niall sobie poszedł, ale po chwili nie dała po sobie tego poznać. Spojrzała na Lou z miną mówiącą ”A nie mówiłam?” i zaczęła mówić o Josh’u, a ja w tym momencie wtuliłam się w duże ramiona Zayn’a. 



__________________________________________
KOCHANI! Przepraszamy Was, za tak długą nieobecność na blogu. Sami doskonale wiecie, że jest rok szkolny, a my nie mamy wolnego czasu, aby pisać rozdziały. Mamy nadzieję, że ten rozdział spodoba Wam się jak nigdy i będziecie wyczekiwali kolejnego, który jest w trakcie realizacji.  
Jeszcze raz przepraszamy! 

Jess