Obserwatorzy

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 3



(oczami Victorii)

Obudził mnie deszcz, bębniący o okna mojego pokoju. Niechętnie podniosłam głowę z poduszki i sięgając po telefon, spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po dziewiątej, a na mnie czekała wiadomość od Nate’a.
„Jakby co, jestem u Chrisa. Śniadanie masz w lodówce ;)”

Kocham tego człowieka! Uśmiechnęłam się i w podskokach wparowałam do łazienki. Wykonałam niezbędne czynności związane z poranną toaletą i po chwili już zbiegałam na dół ubrana w brązowe rurki oraz luźną beżową bluzkę z długim rękawem. Wchodząc do kuchni włączyłam muzykę na fula i odsłoniłam rolety z nadzieją, że przestało padać. Niestety, nadal panowała typowa londyńska pogoda. Zjadłam śniadanie, składające się z tostów z owocami, a potem przy dźwiękach moich ulubionych piosenek ogarnęłam dom. Koło południa z powrotem zawitałam w progi kuchni i zabrałam się za szykowanie obiadu. Gdy wykładałam spaghetti na talerz, usłyszałam szczęk zamka w drzwiach, a po chwili głośne „Victoria!”.
- Jestem w kuchni! – odkrzyknęłam i zaczęłam nakładać drugą porcję makaronu.
- O, zrobiłaś mi jedzenie! – wyszczerzyła się blondyna, wbiegając do pomieszczenia.
- Oczywiście. – odparłam, patrząc jak Jess zaczyna wcinać.
- Tak w ogóle, na zewnątrz zostało kilka prezentów dla ciebie. – powiedziała z pełnymi ustami.
- To znaczy? – zapytałam siadając na przeciwko niej.
- Byłam na zakupach, polatałam po spożywczakach i kupiłam trochę żarcia na sobotę.
- Dobry pomysł. – uśmiechnęłam się. – Ty jednak czasem myślisz.
- No ba. – wyszczerzyła się.
Gdy już się najadłyśmy, ja zajęłam się zmywaniem, a Jess poleciała po prowiant. Po chwili zobaczyłam na blacie kuchennym pięć dużych toreb, wypchanych różnego rodzaju przekąskami i napojami.
- To jest „trochę” ? – zapytałam z naciskiem na ostatnie słowo.
- A czym ty chciałaś wykarmić te, załóżmy wstępnie, 50 osób? – uniosła brew do góry i zaczęła wyjmować wszystko na stół.
- Dobra, zwracam honor. – poddałam się. – Ale czekaj, czekaj… - powiedziałam podchodząc do dziewczyny.
- No co? – zapytała, zamierając z pięcioma paczkami chipsów w rękach.
- Po co to wyjmujesz? I tak wszystko będziemy szykować jutro. – powiedziałam wkładając do torby to, co ona zdążyła już wyjąć.
- A nie można tego zrobić od razu? – zapytała, wyjmując kolejne rzeczy.
- Nate nam wszystko zeżre. – uzasadniłam. – A jak nie wszystko to co najmniej połowę. – dodałam i czym prędzej złapałam torby z blatu i pognałam w stronę garażu.
- A tobie co? – zawołała Jess, wybiegając za mną. – Ty się dobrze czujesz? Z żarciem do garażu lecisz? – zapytała patrząc na mnie, jakby wątpiła w moje zdrowie psychiczne.
- Przecież mój kochany braciszek przeszuka cały dom, jak się dowie, że już wszystko kupiłaś. – wyjaśniłam wkładając wszystko do szafki.
- No w sumie… Może i racja. – powiedziała dziewczyna idąc w stronę domu.
- Jak ja lubię, gdy się ze mną zgadzasz. – wyszczerzyłam się.
Nie mając nic innego do roboty, poszłyśmy do mojego pokoju z zamiarem obejrzenia jakiejś dobrej komedii.
- Dzisiaj ty wybierasz. – powiedziała Jess i wskoczyła na łóżko.
- Project X. – wypaliłam bez zastanowienia.
- No tak, trzeba się przygotować na sobotę. – zaśmiała się otwierając chipsy.
- Dokładnie. – przytaknęłam. – Ej…
- Oho, ma jakiś pomysł. – powiedziała i ułożyła się wygodniej. – No, słucham.
- Jutro czeka nas sporo ciężkiej pracy, więc…
- Więc…?
- Więc robimy sobie dzisiaj taki dzień Spa. Co ty na to? – zapytałam włączając muzykę.
- To chyba pytanie retoryczne. – zaśmiała się. – Ja lecę po maseczki, a ty ogarnij resztę. – powiedziała i już jej nie było.
W między czasie, ja wyciągnęłam wszystkie kosmetyki jakie tylko miałam i udałam się do łazienki po ręczniki.
- Nawilżająca, odżywcza, przeciw trądzikowi czy przeciw zmarszczkom? – zapytała blondynka wysypując na łóżko zawartość torby.
- Dzięki, tej ostatniej jeszcze nie potrzebuję. – zaśmiałam się i związałam włosy.
- Dobra, to wybieraj, a ja lecę do łazienki. – złapała ręcznik wiszący na oparciu krzesła i trzasnęła drzwiami.
Po chwili wychyliła się, z mokrą już głową.
- Ej, gdzie masz maskę na włosy? Albo tą twoją odżywkę? – zapytała i zdmuchnęła kosmyk włosów, opadający jej na twarz.
- Tutaj. – powiedziałam, podrzucając ową rzecz.
- To daj. – poprosiła, wyciągając rękę.
- Leci. – poturlałam pudełeczko po podłodze, a Jess odchyliła drzwi łazienki tak, że maseczka potoczyła się do pomieszczenia.
- Dziękować. – powiedziała, zamykając drzwi.

W czasie, gdy ona siedziała w łazience, ja znalazłam potrzebne kosmetyki, których miałam zamiar dzisiaj użyć i przeglądałam TT. W końcu zaczęło mi się nudzić, więc krzyknęłam, że idę na dół, zabierając po drodze ręcznik i kosmetyczkę. Weszłam do łazienki na dole i tradycyjnie włączyłam muzykę. Podśpiewując znane wszystkim piosenki z pierwszych miejsc list przebojów, zrobiłam sobie peeling , nałożyłam maseczkę na twarz a na włosy odżywkę. Owinięta ręcznikiem, z turbanem na głowie pobiegłam na górę. Jess w takim samym stroju jak ja siedziała na łóżku i pokrywała twarz zieloną mazią.
- Masz ogórki? – zapytała, nie patrząc w moją stronę.
- Po co ci? – usiadłam naprzeciwko niej.
- No na oczy. – odparła i podniosła wzrok, momentalnie zanosząc się śmiechem, którym po chwili mnie zaraziła.
Gdy już mogłyśmy w miarę normalnie oddychać, wymieniłyśmy się informacjami na temat tego, czego użyłyśmy do tej naszej pielęgnacji. Potem wyjęłyśmy nasze balsamy do ciała i użyłyśmy ich, oczywiście cały czas trajkocząc o sobocie.
- A co w końcu z muzyką? – zapytałam. – Zdajemy się na Liama czy same coś wybieramy?
- Liam ma podobny gust do nas, więc nie ma problemu. – uśmiechnęła się blondynka.
- Jak ja się cieszę, że go mamy. – zaśmiałam się, zdejmując ręcznik z włosów.
- Normalnie skarb. – przytaknęła ze śmiechem.
- Tylko mu tego nie mów, bo popadnie w samouwielbienie. – powiedziawszy to włączyłam suszarkę i zaczęłam suszyć włosy.
Gdy już zmyłyśmy maseczki i ubrałyśmy się dochodziła 18:00.
- Ja muszę lecieć, rodzice zaraz wyjeżdżają i wypadałoby się pożegnać. – powiedziała Jessica zbierając kosmetyki do torby.
- Czekaj, polecę z tobą. – uśmiechnęłam się i razem zbiegłyśmy na dół.
Po drodze włączyłam telefon i jak się okazało, nieźle naraziłam się Liamowi. Miałam od niego 15 nieodebranych połączeń i kilka wiadomości, więc od razu oddzwoniłam.
- Co to ma być?! – huknął od razu na wstępie. -  Dlaczego ja zawsze jestem niedoinformowany? Czy to tak ciężko mi powiedzieć, że jednak się nie spotkamy, co? Ja tu się poświęcam, odwołuję spotkanie, chcę być dobrym przyjacielem i pomóc, a wy co? Nie raczycie nawet włączyć telefonów! Obydwie!
Spojrzałam na Jess, która wyglądała, jakby nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać.
- Liam, uspokój się. – powiedziałam łagodnie.
- Żadne uspokój! Żądam wyjaśnień! – czyli jednak mocno się zdenerwował.
- Poczekaj chwilę. – powiedziałam widząc, że Jess coś mi pokazuje na migi.
- Muszę iść. Pożegnam od ciebie rodziców, a ty idź i uspokój tego choleryka. – puściła mi oczko i pożegnałyśmy się.
- Już tłumaczę. – powiedziałam do słuchawki idąc w stronę domu Liama.
- No ja myślę. – rzucił już dużo spokojniejszym głosem.
- Albo nie, wyjdź przed dom. Zaraz będę.
- Okay. – powiedział i rozłączyliśmy się.
Przyspieszyłam kroku i po chwili stałam koło jego furtki.
- Więc słucham. – powiedział, podchodząc do mnie.
- Tylko się już nie denerwuj, dobrze? – poprosiłam przytulając się do niego.
- Dobra, przeszło mi. – uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk. – Chodź, mamy jeszcze trochę czasu, więc idziemy przymierzać ciuchy. – zaśmiał się.
- I to jest mój Liam. – wyszczerzyłam się i cmoknęłam go w policzek.
Po drodze do galerii opowiedziałam mu ze szczegółami jak wyglądał cały mój dzień, na co chłopak tylko pokręcił głową, mówiąc „Ech, kobiety!”. Potem on podzielił się swoimi wspomnieniami z dzisiejszego dnia i tak minął nam czas zanim dotarliśmy do centrum.
- Więc… Czego właściwie szukamy? – zapytał Liam, gdy weszliśmy do pierwszego ze sklepów.
- Sukienki. – odpowiedziałam bez zastanowienia.
- A konkretniej? Żebym wiedział za czym się rozglądać.
- Nie wiem. Po prostu, jak znajdziesz coś godnego uwagi to daj znać. – uśmiechnęłam się i weszłam pomiędzy wieszaki.
Po jakimś czasie obładowana różnego rodzaju ciuchami ruszyłam w stronę przymierzalni. Liam usiadł na kanapie, naprzeciwko kabin i czekał aż się przebiorę.
- No i jak? – zapytałam otwierając drzwiczki.
- Nie. – powiedział stanowczo. – Co ty, na wesele idziesz? – zapytał unosząc brwi.
- Dobra, więc ta odpada. – powiedziałam i zamknąwszy drzwiczki odwiesiłam białą sukienkę na wieszak.
- A ta? – zapytałam po chwili.
- Nie pasuje do ciebie. – stwierdził, przyglądając mi się.
- Może ta? –zaprezentowałam się Liamowi kilka minut później.
- O nie! Skąd żeś to wzięła?

I tak właśnie wyglądało następne pół godziny. Zakładałam sukienkę, wychodziłam, Liam stwierdzał, że nie ma mowy, zdejmowałam sukienkę, zakładałam następną… i tak w kółko.
- Nie no, ja tak dłużej nie wytrzymam. – powiedział brunet znudzonym głosem, leżąc rozwalony na kanapie. – Już ja ci zaraz coś znajdę… - wstał, zabrał wszystkie sukienki, które sobie przyniosłam i wyszedł z przymierzalni.
Usiadłam na kanapie i czekałam, nucąc pod nosem piosenkę, która właśnie leciała z głośników. Po niecałych pięciu minutach chłopak pojawił się z powrotem.
- Przymierz to. – z szerokim uśmiechem na twarzy podał mi miętową sukienkę.
Nic nie mówiąc, weszłam do kabiny i założyłam sukienkę. Była idealnie dopasowana do mojej sylwetki, jakby uszyta specjalnie dla mnie.
Otworzyłam drzwi i pokazałam się chłopakowi.
- Idealna. – stwierdził, po chwili.
Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że Liam ma świetny gust. Dobrał mi sukienkę w kilka minut, podczas gdy ja męczyłam się z tym godzinę.
- Mówiłam ci kiedyś, że jesteś niezastąpiony? – zapytałam, uśmiechając się szeroko.
- Nie przypominam sobie. – zaśmiał się chłopak.
- Więc mówię teraz. – uśmiechnęłam się i  pocałowałam go w policzek. – Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość. – odpowiedział z uśmiechem. – Tak na moje oko, to przydałyby ci się jeszcze jakieś buty. – puścił mi oczko i poszedł się rozejrzeć.
Zaśmiałam się, dziękując w myślach za takiego przyjaciela. Szybko przebrałam się w swoje ciuchy, zapłaciłam za sukienkę i poszłam szukać  mojego towarzysza. Oczywiście przechadzał się między regałami z damskimi butami, usiłując wybrać coś dla mnie. Tym razem nie było takiego problemu jak z sukienką. Buty znaleźliśmy szybko i już po 10 minutach wychodziliśmy z galerii.
- Poczekaj. – zwróciłam się do Liama, gdy mijaliśmy pizzerię. – Daj się skusić. – uśmiechnęłam się do niego, wskazując głową na pomieszczenie.
- O tej porze? A jak przytyjesz? – zaśmiał się.

- Pójdzie w cycki. – pokazałam mu język, roześmiałam się i pociągnęłam go do środka.
Zamówiliśmy naszą ulubioną pizzę i omawialiśmy jutrzejszy dzień. Szybko ustaliliśmy co, gdzie, kiedy i jak, zjedliśmy pizzę i czekaliśmy tylko na rachunek.
- Ja stawiam. – powiedziałam  widząc, że wyjmuje portfel. – Za pomoc. – wyjaśniłam, ponieważ nadal patrzył na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Skoro się upierasz. – skrzywił się. – Nie lubię, jak dziewczyna płaci. Z resztą i tak już się dzisiaj wykosztowałaś. – dodał.
- Nie przejmuj się, musiałam ci jakoś to wszystko wynagrodzić. – uśmiechnęłam się.
- Przecież dla mnie to była czysta przyjemność. – odwzajemnił gest.
- Dobra, dobra. – ucięłam. – Ale jak ci tak zależy, to następnym razem ty stawiasz. – powiedziałam podnosząc się z miejsca.
- Nie ma sprawy. – uśmiechnął się chłopak i wyszliśmy z pizzerii. – Przecież wiesz, że ja jestem dżentelmenem.
- Wiem, wiem. – odparłam. – Szczególnie jak się drzesz do słuchawki. – zaśmiałam się.
- I będzie mi to teraz wypominać. – pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Ktoś musi. – pokazałam mu język, na co on się zaśmiał, otoczył mnie ramieniem i równym krokiem ruszyliśmy w stronę naszych domów. 


____________________________________________
Kolejny rozdział za nami ;D Ciekawa jestem, jak Wam się spodoba ;) Cóż, zapraszam do komentowania i wyrażania opinii na ten temat :) 
Serdecznie dziękujemy za każde wejście i komentarz :* Dla nas te 479 wejść to bardzo dużo i jesteśmy strasznie z tego zadowolone :)
Jeśli zamierzasz czytać nasze opowiadanie, zachęcam do dodania się do obserwatorów ;)
Kolejnego rozdziału możecie się spodziewać tradycyjnie w sobotę :)

Vi i Jess

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 2


(oczami Jessici)

- Gdzie ty jesteś? – wrzasnęłam do telefonu – Sterczę jak ta głupia przy fontannie i czekam na ciebie. Miałaś tu być 20 minut temu. – chodziłam nerwowo w kółko

- To poczekasz jeszcze trochę. Opowiem ci wszystko jak będę na miejscu. – odpowiedziała Vi spokojnym tonem
- Ale… - urwałam
- Też cię kocham. – i się rozłączyła
Schowałam iPhona do torebki i siadłam na ławce. Naprzeciwko mnie kilku chłopaków pokazywało, że potrafi tańczyć. Szczerze, ja bym tego tańcem nie nazwała. Jeden z nich spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Ja jedynie uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam wpatrywać się w niebo. Po jakimś czasie ktoś się do mnie dosiadł, byłam pewna, że ten chłopak, a że nie przypadł mi do gustu swoim wyglądem, postanowiłam wstać i udać się w stronę jeziora.
- Gdzie leziesz? – spytała mnie zdziwiona Vi
- O, to ty. Myślałam, że to jakiś idiota. – odparłam i przywitałyśmy się
- Dzięki. – odpowiedziała z sarkazmem dziewczyna.
- No ktoś musi. Teraz gadaj czemu musiałam czekać na ciebie prawie godzinę?
- Nie godzinę, tylko – spojrzała na zegarek – 42 minuty.
- To rzeczywiście dużo się pomyliłam. – odpowiedziałam i zrobiłam minę urażonej dziewczynki.
- Yhh. Ślicznie wyglądasz. Wystarczy? – spojrzała na mnie


- Oczywiście. – uśmiechnęłam się – Teraz się tłumacz.
- Mam wolną chatę na weekend. Rodzice jadą do cioci i wujka na rocznicę ich ślubu. Czyli robimy tą naszą domówkę. Nate załatwia nam procenty, a resztą zajmujemy się my.
- Czy ja dobrze słyszałam?
- Tak, robimy imprezę. – wyszczerzyła się Vi
- YEAH! – krzyknęłam podskakując w tym samym momencie, a Victoria wykonywała w tym czasie swój taniec radości na siedząco, co wyglądało jakby mieszała wielką łyżką w garnku z zupą.
Ludzie dziwnie się na nas patrzyli, ale my się tym nie przejmowałyśmy i robiłyśmy swoje. Po jakimś czasie ogarnęłyśmy się, co było bardzo trudne i poszłyśmy w stronę placu zabaw. Od razu dopadłam małą huśtawkę i zaczęłam gadać.
- Będzie imprezka! Będzie imprezka! – w tym samym momencie Vi zaczęła pstrykać mi zdjęcia, czyli naszą sesję można było ogłosić za otwartą.
Chodziłyśmy po całym placu zabaw i się wygłupialiśmy. W między czasie ustaliłyśmy, w co się ubierzemy, kogo zaprosimy i ile procentów musi być, aby wszyscy byli zadowoleni. Po dobrych dwóch godzinach, postanowiłyśmy wrócić na naszą ławkę, która znajdowała się obok gigantycznej fontanny.
- Ale jestem na haju. – odparłam poprawiając włosy.
- Wiesz, że mamy tylko dwa dni na przygotowanie wszystkiego?
- Wiem i dlatego teraz pójdziemy do mnie. Zaprosimy znajomych i uzgodnimy wszystko z Nate’em.
- Nie wyrobimy się ze wszystkim. – zmartwiła się moja przyjaciółka
- Dziewczyno, czy kiedykolwiek sobie nie dałyśmy rady? – spytałam ją stojąc przed nią.
- No, nie. – zgodziła się
- Więc nie marudź i wstawaj. Idziemy do Starbucks’a po kawę i lecim do mnie. – odparłam idąc już powoli w stronę kawiarni
Vi dogoniła mnie i równym krokiem poszłyśmy alejką. Słońce już lekko zachodziło za horyzontem. Ludzi było coraz mniej. Doszłyśmy do kawiarni. Tym razem Victoria poszła po picie, a ja czekałam przed budynkiem i wpatrywałam się w samochody, które przejeżdżały przez skrzyżowanie. Nagle ktoś zakrył mi oczy swoimi dłońmi. Szybko je zdjęłam i obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam Liama, który stał przede mną z uradowaną mordką. Przywitaliśmy się i wymieniliśmy uśmiechami.
- Na kogo czekasz? – odparł chłopak
- Na Vi. Poszła po kawę. – szturchnęłam go w ramię – A ty gdzie idziesz?
- Do Nate’a. Powiedział, że muszę w czymś mu pomóc. – Domówka! Pewnie o nią chodzi.
- To pójdziemy razem. Musimy ci coś powiedzieć. – odparłam i spojrzałam przez dużą szybę, w poszukiwaniu brązowowłosej.
Stała przodem do wyjścia i rozmawiała z jakimś chłopakiem. Skądś znam tą sylwetkę. O nie! To przecież jest Marcus. Co on chce od Victorii? Pewnie znowu wypytuje o mnie. Zerwaliśmy miesiąc temu, a dokładniej 1 czerwca, w dzień dziecka. Marcus okłamywał mnie na każdym kroku. Myślałam, że jest inny, ale dobrze, że się wcześniej otrząsnęłam i z nim zerwałam.
Było widać, że Vi nie miała ochoty z nim rozmawiać, więc wyminęła go i dołączyła do nas.
- Co za idiota! – powiedziała podając mi kawę i przywitała się z Liamem.
- Chodziło o mnie? – wzięłam mały łyk gorącej cieczy
- On cały czas się łudzi, że do niego wrócisz.
- Dobra przestańmy o nim gadać, nie chcę sobie psuć nastroju. Musimy wtajemniczyć w coś Liama, bo możliwe, że Nate będzie pierwszy. – spojrzałam znacząco na moją przyjaciółkę.
- A no tak. Liam jesteś zaproszony na naszą domówkę, która odbędzie się w sobotę u mnie. Możesz kogoś przyprowadzić, ale ta liczba nie może przekroczyć pięciu osób. – wyrecytowała wszystko Victoria, gdy szliśmy do mnie.
- Oczywiście szefowo. – ukłonił się Liam, a my się jedynie zaśmiałyśmy. – Nate pewnie musi skombinować alkohol i dlatego jestem mu potrzebny?
- Zgadłeś. – odpowiedziałyśmy mu chórem.
Dochodziliśmy już do domu Vi. Postanowiliśmy, że przyjdą do mnie we trójkę za 20 minut. Rozdzieliliśmy się i poszłam do siebie.
- Wróciłam! – krzyknęłam od progu – Będę mieć gości. – dopowiedziałam już w kuchni
- Victoria przyjdzie? – zapytała mama
- Tak, ona, Nate i Liam. Idę ogarnąć pokój.
- Nic nie zjesz?

- Wezmę sobie tylko serek. – odpowiedziałam i z moim jedzeniem oraz już zimną kawą poszłam na górę do pokoju.

Szybko zdjęłam swoje ubranie i założyłam bluzę z ‘’elmo’’, szare dresy i pod bluzę czarną bokserkę, a włosy upięłam w koka. Kilka rzeczy, które walały się po całym pokoju schowałam i zaczęłam jeść. Po chwili mały kartonik wylądował w koszu, razem z plastikowym kubkiem po kawie. Miałam jeszcze trochę czasu, więc weszłam na fb. Już kilka osób dodało parę zdjęć ze swoich wyjazdów, a wakacje dopiero się zaczęły dwa dni temu. Właśnie, wakacje. Parę tygodni temu miałam tyle planów. Wszystkie były związane z Marcusem. Mieliśmy wyjechać na cały miesiąc nad jezioro, spotykać się codziennie i wiele innych rzeczy. Jaka ja byłam głupia, że wierzyłam w to wszystko.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos moich gości. Vi kłóciła się z Nate’em.
- Nie przyprowadzisz jej. – wrzasnęła dziewczyna wchodząc do mnie do pokoju
- Okay, ale nie będzie wódki i piwa, a i mówię o wszystkim rodzicom. – uśmiechną się zadziornie Nate
- To jest szantaż. – Victoria oparła ręce na biodrach i ze zmrużonymi oczami wpatrywała się w brata. 
- Wiem.
- Yhh… Dobra, ale ma mi nie wchodzić w drogę. – zagroziła mu palcem.
- Nie wnikam w wasze kłótnie, bo szczerze mało co mnie obchodzą. Vi bierz laptop i pisz wydarzenie na fb. – zaczęłam wszystkim rozkazywać – Nate zamówiłeś już wszystko do picia?
- No, jeszcze nie. – odparł
- To na co czekasz? A tak w ogóle to ile wszystkiego będzie?
- Wystarczająco. Ludzi będzie około 30, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że mogą kogoś przyprowadzić, więc około 40 może 50 osób, ale na wszelki wypadek wezmę trochę więcej. – powiedział i udał się na balkon, aby zadzwonić i wszystko zamówić
- Liam, a ty mógłbyś załatwić jakiegoś DJ’a, który nic nie weźmie? – spytałam chłopaka i siadłam między nim, a Victorią.
- Ja mam w domu sprzęt, mogę przynieść no i może przyprowadzę kogoś kto mi pomoże. – odparł i uśmiechną się do nas znacząco
- Jesteś najlepszy. – powiedziałam i przytuliłam go – Vi dopisz, że muzyka na żywo. – dodałam.

- Okay, to chyba wszystko mamy już załatwione. – rzekła brązowowłosa i odłożyła laptop na bok – Muszę jutro skoczyć do sklepu po buty. Kto jest chętny ze mną pójść? – spytała dziewczyna

- Coś mi się wydaje, że ja będę musiała. – skwitowałam opierając się głową o ramie chłopaka.

- Przykre. – odpowiedziała z sarkazmem Vi.

- Jak wy się kochacie. – zaśmiał się Liam i dodał – Mogę się poświęcić i z wami pójść i tak nie będę miał jutro nic do roboty.

- Pójdziesz, ale najpierw naszykujesz muzykę na sobotę. Myślisz, że my będziemy wszystko robić za ciebie? – było widać po Victorii, że coś ją denerwuje, więc pokazałam gestem głowy Liamowi, żeby dołączył do Nate’a.

- Vi, co jest? – spytałam gdy Liam był już na balkonie

- Nic.

- Przecież widzę. Co cię dręczy?

- Jak wychodziłam ze Starbucks’a, to zauważyłam Josh’a. Siedział przy stoliku. Wtedy jak się rozstaliśmy to powiedział, że nigdy tu już nie wróci, a jednak wrócił. A co jeśli będzie mnie teraz nękał, żebym jednak do niego wróciła? Jess, nie wiem co mam robić. – ze łzami w oczach usiadła na łóżku i zakryła twarz dłońmi.

- Victoria, wszystko będzie dobrze. – siadłam obok niej i mocno przytuliłam – Nie daj mu się sprowokować. Jeśli on to zobaczy to pomyśli, że wygrał, a tak nie może być. Zapomnij o nim.

- To nie jest takie proste. – spojrzała na mnie z wielkim smutkiem.

- Owszem jest, jeśli się tego bardzo chce. Spójrz na mnie. Marcus mnie zranił i nawet się nie przejął, że z nim zerwałam, a dziś już się o mnie dopytywał. Mam go gdzieś i nawet już sobie nim nie zawracam głowy. Żyje dalej bez niego. – przytuliłam ją mocno i powiedziałam już z wielkim uśmiechem na twarzy – Mam takie przeczucie, że w sobotę ktoś namąci ci w głowie.

- Chciałabym. – odpowiedziała już z lepszym nastrojem – Dziękuję, że cię mam, że nawet nie muszę zaczynać rozmowy, a ty już wiesz o co chodzi. – przytuliłam ją mocno i spojrzałam w oczy.

- Obiecaj, że o nim zapomnisz i odpierdzielisz się tak w sobotę, że każdy będzie się za tobą oglądał.

- Spróbuje. –  odparła z uśmiechem na twarzy.

- I tak ma być zawsze. – dodałam i szturchnęłam ją ramieniem.

Nagle usłyszałyśmy jak ktoś puka do mych drzwi. Wstałam szybko z łóżka i zaczęłam kierować się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Położyłam swoją dłoń na klamce i pociągnęłam drzwi do siebie.

- O co chodzi? – spytałam swoją rodzicielkę

- Chodź na chwilkę na korytarz. – poszłam w ślady mamy i zamknęłam drzwi

- Co się stało?

- Niestety musisz zostać sama na weekend.

- Dlaczego?

- Lecimy jutro z ojcem do Glasgow i wracamy prawdopodobnie we wtorek.

- Po co tam lecicie? Znowu chodzi o pracę?

- Tak to jest gdy się ma własną firmę. Przepraszam cię kochanie. – spojrzała na mnie i położyła swoją dłoń na moim ramieniu.

Chwila, moment. Jeśli rodzice wyjeżdżają to znaczy, że nie będą wiedzieć o imprezie i nie wpadniemy. Kurde z jednej strony szkoda, że zostawiają mnie na tak długo, ale z drugiej strony nie będzie kłopotów. YEAH!

- Nie ma sprawy mamo. Praca jest ważna, a ja dam sobie radę.

- Zadzwonię do rodziców Victorii, na pewno się zgodzą przez ten czas cię przenocować. – to jest właśnie moja mama, martwi się o innych, a nieraz zapomina pomyśleć trochę o sobie

- Mamo! Nie mam pięciu lat. To nie jest wasz pierwszy wyjazd. Dam sobie radę, a rodzice Vi też wyjeżdżają na weekend, więc będziemy siedzieć u nas, albo u niej, ewentualnie u Liama.

- Kiedy ty nam tak wyrosłaś?

- Też cię kocham mamo. – przytuliłam ją i wróciłam do przyjaciół

Postanowiłam ich trochę nabrać, więc weszłam z krzywą miną do pokoju.

- Ej, co jest? – spytali w tym samym momencie

- Nic takiego. – lekko pociągnęłam nosem i podeszłam do okna

- Jess! – krzyknęła Vi

- Nie będzie mnie na imprezie. – zakryłam twarz w dłoniach. Zaraz nie wytrzymam i wybuchnę śmiechem, jak nic.

- Co?! – no i znowu się ze sobą zgadzają

- Lecę jutro do Glasgow.

- Nie, to nie może być prawda. – krzyknęła Victoria

- No bo nie jest. – zaśmiałam się – Jadą tylko moi rodzice.

Miny moich przyjaciół były niesamowite. Zaczęłam się śmiać.

- Jak mogłaś! – spojrzała na mnie brązowowłosa – Moja krew. – wybuchnęła śmiechem

- Ja jej tego nie daruje. – głos Liama był jednoznaczny.

- Nawet nie próbuj się do mnie zbliżać. – wrzasnęłam i schowałam się za Nate’em.

- Jess, ja przecież nie chce ci zrobić krzywdy. – był coraz bliżej

- ODEJDŹ! – krzyknęłam

No i nie zdążyłam. Liam rzucił się na mnie jak małpa na banany i zaczął mnie łaskotać.

- Liam! Przestań! – próbowałam go jakoś od siebie odczepić, ale nic z tego nie wyszło.

Śmiałam się i płakałam jednocześnie. Łaskotki. To właśnie mój słaby punkt. W pewnym momencie nie wytrzymałam i walnęłam Liama w brzuch. Chłopak udawał, że się dusi i runął jak kłoda na moje łóżko.

- Jesteśmy kwita. – odparłam gdy mogłam już normalnie oddychać – Liam, proszę cię tylko o jedno. Nie rób tego więcej.

- Tu mnie boli i tu. – wskazał na swój brzuch i serce.

- Oj, Liaś przepraszam. – usiadłam obok niego i dałam buziaka w policzek – I jak teraz mi wybaczysz?

- Hmn… Okay. – i uścisnął mnie mocno

- No i wszystko jest jak dawniej. – skwitował Nate ze śmiechem

- Tak. Znowu jesteśmy wielką, kochającą się rodziną. – dodała Vi

- Przecież zawsze byliśmy i będziemy. – powiedziałam równo z Liamem

Zaśmialiśmy się wszyscy i udaliśmy się na balkon, aby powspominać to co nas łączy.

____________________________________________
No i jest 2 :) Jesteśmy trochę smutne, że jedynie jedna osoba nam komentuje:( Jest dużo wejść i tylko jeden komentarz. Możecie pisać tylko jedno słowo i nam to wystarczy :) Więc, może zastosujemy taką zasadę 
CZYTAM - KOMENTUJE 
Kolejny rozdział ukaże się po egzaminach gimnazjalnych :) 

Jess, Vi