(oczami
Victorii)
Obudził mnie deszcz,
bębniący o okna mojego pokoju. Niechętnie podniosłam głowę z poduszki i
sięgając po telefon, spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po dziewiątej, a
na mnie czekała wiadomość od Nate’a.
„Jakby
co, jestem u Chrisa. Śniadanie masz w lodówce ;)”
Kocham tego człowieka!
Uśmiechnęłam się i w podskokach wparowałam do łazienki. Wykonałam niezbędne
czynności związane z poranną toaletą i po chwili już zbiegałam na dół ubrana w brązowe
rurki oraz luźną beżową bluzkę z długim rękawem. Wchodząc do kuchni włączyłam
muzykę na fula i odsłoniłam rolety z nadzieją, że przestało padać. Niestety,
nadal panowała typowa londyńska pogoda.
Zjadłam śniadanie, składające się z tostów z owocami, a potem przy dźwiękach
moich ulubionych piosenek ogarnęłam dom. Koło południa z powrotem zawitałam w
progi kuchni i zabrałam się za szykowanie obiadu. Gdy wykładałam spaghetti na
talerz, usłyszałam szczęk zamka w drzwiach, a po chwili głośne „Victoria!”.
- Jestem w kuchni! –
odkrzyknęłam i zaczęłam nakładać drugą porcję makaronu.
- O, zrobiłaś mi
jedzenie! – wyszczerzyła się blondyna, wbiegając do pomieszczenia.
- Oczywiście. –
odparłam, patrząc jak Jess zaczyna wcinać.
- Tak w ogóle, na
zewnątrz zostało kilka prezentów dla ciebie. – powiedziała z pełnymi ustami.
- To znaczy? –
zapytałam siadając na przeciwko niej.
- Byłam na zakupach,
polatałam po spożywczakach i kupiłam trochę żarcia na sobotę.
- Dobry pomysł. –
uśmiechnęłam się. – Ty jednak czasem myślisz.
- No ba. –
wyszczerzyła się.
Gdy już się najadłyśmy,
ja zajęłam się zmywaniem, a Jess poleciała po prowiant. Po chwili zobaczyłam na
blacie kuchennym pięć dużych toreb, wypchanych różnego rodzaju przekąskami i
napojami.
- To jest „trochę” ? –
zapytałam z naciskiem na ostatnie słowo.
- A czym ty chciałaś
wykarmić te, załóżmy wstępnie, 50 osób? – uniosła brew do góry i zaczęła
wyjmować wszystko na stół.
- Dobra, zwracam
honor. – poddałam się. – Ale czekaj, czekaj… - powiedziałam podchodząc do
dziewczyny.
- No co? – zapytała,
zamierając z pięcioma paczkami chipsów w rękach.
- Po co to wyjmujesz?
I tak wszystko będziemy szykować jutro. – powiedziałam wkładając do torby to,
co ona zdążyła już wyjąć.
- A nie można tego
zrobić od razu? – zapytała, wyjmując kolejne rzeczy.
- Nate nam wszystko
zeżre. – uzasadniłam. – A jak nie wszystko to co najmniej połowę. – dodałam i
czym prędzej złapałam torby z blatu i pognałam w stronę garażu.
- A tobie co? –
zawołała Jess, wybiegając za mną. – Ty się dobrze czujesz? Z żarciem do garażu
lecisz? – zapytała patrząc na mnie, jakby wątpiła w moje zdrowie psychiczne.
- Przecież mój kochany
braciszek przeszuka cały dom, jak się dowie, że już wszystko kupiłaś. –
wyjaśniłam wkładając wszystko do szafki.
- No w sumie… Może i
racja. – powiedziała dziewczyna idąc w stronę domu.
- Jak ja lubię, gdy
się ze mną zgadzasz. – wyszczerzyłam się.
Nie mając nic innego
do roboty, poszłyśmy do mojego pokoju z zamiarem obejrzenia jakiejś dobrej
komedii.
- Dzisiaj ty
wybierasz. – powiedziała Jess i wskoczyła na łóżko.
- Project X. –
wypaliłam bez zastanowienia.
- No tak, trzeba się
przygotować na sobotę. – zaśmiała się otwierając chipsy.
- Dokładnie. –
przytaknęłam. – Ej…
- Oho, ma jakiś
pomysł. – powiedziała i ułożyła się wygodniej. – No, słucham.
- Jutro czeka nas
sporo ciężkiej pracy, więc…
- Więc…?
- Więc robimy sobie
dzisiaj taki dzień Spa. Co ty na to? – zapytałam włączając muzykę.
- To chyba pytanie
retoryczne. – zaśmiała się. – Ja lecę po maseczki, a ty ogarnij resztę. –
powiedziała i już jej nie było.
W między czasie, ja wyciągnęłam
wszystkie kosmetyki jakie tylko miałam i udałam się do łazienki po ręczniki.
- Nawilżająca,
odżywcza, przeciw trądzikowi czy przeciw zmarszczkom? – zapytała blondynka
wysypując na łóżko zawartość torby.
- Dzięki, tej
ostatniej jeszcze nie potrzebuję. – zaśmiałam się i związałam włosy.
- Dobra, to wybieraj,
a ja lecę do łazienki. – złapała ręcznik wiszący na oparciu krzesła i trzasnęła
drzwiami.
Po chwili wychyliła
się, z mokrą już głową.
- Ej, gdzie masz maskę
na włosy? Albo tą twoją odżywkę? – zapytała i zdmuchnęła kosmyk włosów,
opadający jej na twarz.
- Tutaj. –
powiedziałam, podrzucając ową rzecz.
- To daj. – poprosiła,
wyciągając rękę.
- Leci. – poturlałam
pudełeczko po podłodze, a Jess odchyliła drzwi łazienki tak, że maseczka
potoczyła się do pomieszczenia.
- Dziękować. – powiedziała,
zamykając drzwi.
W czasie, gdy ona
siedziała w łazience, ja znalazłam potrzebne kosmetyki, których miałam zamiar
dzisiaj użyć i przeglądałam TT. W końcu zaczęło mi się nudzić, więc krzyknęłam,
że idę na dół, zabierając po drodze ręcznik i kosmetyczkę. Weszłam do łazienki
na dole i tradycyjnie włączyłam muzykę. Podśpiewując znane wszystkim piosenki z
pierwszych miejsc list przebojów, zrobiłam sobie peeling , nałożyłam maseczkę
na twarz a na włosy odżywkę. Owinięta ręcznikiem, z turbanem na głowie
pobiegłam na górę. Jess w takim samym stroju jak ja siedziała na łóżku i
pokrywała twarz zieloną mazią.
- Masz ogórki? –
zapytała, nie patrząc w moją stronę.
- Po co ci? – usiadłam
naprzeciwko niej.
- No na oczy. – odparła
i podniosła wzrok, momentalnie zanosząc się śmiechem, którym po chwili mnie
zaraziła.
Gdy już mogłyśmy w
miarę normalnie oddychać, wymieniłyśmy się informacjami na temat tego, czego
użyłyśmy do tej naszej pielęgnacji. Potem wyjęłyśmy nasze balsamy do ciała i
użyłyśmy ich, oczywiście cały czas trajkocząc o sobocie.
- A co w końcu z
muzyką? – zapytałam. – Zdajemy się na Liama czy same coś wybieramy?
- Liam ma podobny gust
do nas, więc nie ma problemu. – uśmiechnęła się blondynka.
- Jak ja się cieszę,
że go mamy. – zaśmiałam się, zdejmując ręcznik z włosów.
- Normalnie skarb. –
przytaknęła ze śmiechem.
- Tylko mu tego nie
mów, bo popadnie w samouwielbienie. – powiedziawszy to włączyłam suszarkę i
zaczęłam suszyć włosy.
Gdy już zmyłyśmy
maseczki i ubrałyśmy się dochodziła 18:00.
- Ja muszę lecieć,
rodzice zaraz wyjeżdżają i wypadałoby się pożegnać. – powiedziała Jessica
zbierając kosmetyki do torby.
- Czekaj, polecę z
tobą. – uśmiechnęłam się i razem zbiegłyśmy na dół.
Po drodze włączyłam
telefon i jak się okazało, nieźle naraziłam się Liamowi. Miałam od niego 15
nieodebranych połączeń i kilka wiadomości, więc od razu oddzwoniłam.
- Co to ma być?! –
huknął od razu na wstępie. - Dlaczego ja
zawsze jestem niedoinformowany? Czy to tak ciężko mi powiedzieć, że jednak się
nie spotkamy, co? Ja tu się poświęcam, odwołuję spotkanie, chcę być dobrym
przyjacielem i pomóc, a wy co? Nie raczycie nawet włączyć telefonów! Obydwie!
Spojrzałam na Jess,
która wyglądała, jakby nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać.
- Liam, uspokój się. –
powiedziałam łagodnie.
- Żadne uspokój! Żądam
wyjaśnień! – czyli jednak mocno się zdenerwował.
- Poczekaj chwilę. –
powiedziałam widząc, że Jess coś mi pokazuje na migi.
- Muszę iść. Pożegnam
od ciebie rodziców, a ty idź i uspokój tego choleryka. – puściła mi oczko i
pożegnałyśmy się.
- Już tłumaczę. –
powiedziałam do słuchawki idąc w stronę domu Liama.
- No ja myślę. –
rzucił już dużo spokojniejszym głosem.
- Albo nie, wyjdź
przed dom. Zaraz będę.
- Okay. – powiedział i
rozłączyliśmy się.
Przyspieszyłam kroku i
po chwili stałam koło jego furtki.
- Więc słucham. –
powiedział, podchodząc do mnie.
- Tylko się już nie
denerwuj, dobrze? – poprosiłam przytulając się do niego.
- Dobra, przeszło mi.
– uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk. – Chodź, mamy jeszcze trochę czasu, więc
idziemy przymierzać ciuchy. – zaśmiał się.
- I to jest mój Liam.
– wyszczerzyłam się i cmoknęłam go w policzek.
Po drodze do galerii
opowiedziałam mu ze szczegółami jak wyglądał cały mój dzień, na co chłopak
tylko pokręcił głową, mówiąc „Ech, kobiety!”. Potem on podzielił się swoimi
wspomnieniami z dzisiejszego dnia i tak minął nam czas zanim dotarliśmy do centrum.
- Więc… Czego
właściwie szukamy? – zapytał Liam, gdy weszliśmy do pierwszego ze sklepów.
- Sukienki. –
odpowiedziałam bez zastanowienia.
- A konkretniej? Żebym
wiedział za czym się rozglądać.
- Nie wiem. Po prostu,
jak znajdziesz coś godnego uwagi to daj znać. – uśmiechnęłam się i weszłam
pomiędzy wieszaki.
Po jakimś czasie
obładowana różnego rodzaju ciuchami ruszyłam w stronę przymierzalni. Liam
usiadł na kanapie, naprzeciwko kabin i czekał aż się przebiorę.
- No i jak? –
zapytałam otwierając drzwiczki.
- Nie. – powiedział
stanowczo. – Co ty, na wesele idziesz? – zapytał unosząc brwi.
- Dobra, więc ta
odpada. – powiedziałam i zamknąwszy drzwiczki odwiesiłam białą sukienkę na
wieszak.
- A ta? – zapytałam po
chwili.
- Nie pasuje do
ciebie. – stwierdził, przyglądając mi się.
- Może ta?
–zaprezentowałam się Liamowi kilka minut później.
- O nie! Skąd żeś to
wzięła?
I tak właśnie wyglądało następne
pół godziny. Zakładałam sukienkę, wychodziłam, Liam stwierdzał, że nie ma mowy,
zdejmowałam sukienkę, zakładałam następną… i tak w kółko.
- Nie no, ja tak
dłużej nie wytrzymam. – powiedział brunet znudzonym głosem, leżąc rozwalony na
kanapie. – Już ja ci zaraz coś znajdę… - wstał, zabrał wszystkie sukienki,
które sobie przyniosłam i wyszedł z przymierzalni.
Usiadłam na kanapie i
czekałam, nucąc pod nosem piosenkę, która właśnie leciała z głośników. Po
niecałych pięciu minutach chłopak pojawił się z powrotem.
- Przymierz to. – z
szerokim uśmiechem na twarzy podał mi miętową sukienkę.
Nic nie mówiąc,
weszłam do kabiny i założyłam sukienkę. Była idealnie dopasowana do mojej
sylwetki, jakby uszyta specjalnie dla mnie.
Otworzyłam drzwi i pokazałam się
chłopakowi.
- Idealna. –
stwierdził, po chwili.
Przejrzałam się w
lustrze i stwierdziłam, że Liam ma świetny gust. Dobrał mi sukienkę w kilka
minut, podczas gdy ja męczyłam się z tym godzinę.
- Mówiłam ci kiedyś,
że jesteś niezastąpiony? – zapytałam, uśmiechając się szeroko.
- Nie przypominam
sobie. – zaśmiał się chłopak.
- Więc mówię teraz. – uśmiechnęłam
się i pocałowałam go w policzek. –
Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość.
– odpowiedział z uśmiechem. – Tak na moje oko, to przydałyby ci się jeszcze
jakieś buty. – puścił mi oczko i poszedł się rozejrzeć.
Zaśmiałam się,
dziękując w myślach za takiego przyjaciela. Szybko przebrałam się w swoje
ciuchy, zapłaciłam za sukienkę i poszłam szukać
mojego towarzysza. Oczywiście przechadzał się między regałami z damskimi
butami, usiłując wybrać coś dla mnie. Tym razem nie było takiego problemu jak z
sukienką. Buty znaleźliśmy szybko i już po 10 minutach wychodziliśmy z galerii.
- Poczekaj. – zwróciłam się do
Liama, gdy mijaliśmy pizzerię. – Daj się skusić. – uśmiechnęłam się do niego,
wskazując głową na pomieszczenie.
- O tej porze? A jak
przytyjesz? – zaśmiał się.
- Pójdzie w cycki. –
pokazałam mu język, roześmiałam się i pociągnęłam go do środka.
Zamówiliśmy naszą
ulubioną pizzę i omawialiśmy jutrzejszy dzień. Szybko ustaliliśmy co, gdzie,
kiedy i jak, zjedliśmy pizzę i czekaliśmy tylko na rachunek.
- Ja stawiam. – powiedziałam
widząc, że wyjmuje portfel. – Za pomoc.
– wyjaśniłam, ponieważ nadal patrzył na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Skoro się upierasz.
– skrzywił się. – Nie lubię, jak dziewczyna płaci. Z resztą i tak już się
dzisiaj wykosztowałaś. – dodał.
- Nie przejmuj się,
musiałam ci jakoś to wszystko wynagrodzić. – uśmiechnęłam się.
- Przecież dla mnie to
była czysta przyjemność. – odwzajemnił gest.
- Dobra, dobra. –
ucięłam. – Ale jak ci tak zależy, to następnym razem ty stawiasz. –
powiedziałam podnosząc się z miejsca.
- Nie ma sprawy. –
uśmiechnął się chłopak i wyszliśmy z pizzerii. – Przecież wiesz, że ja jestem
dżentelmenem.
- Wiem, wiem. –
odparłam. – Szczególnie jak się drzesz do słuchawki. – zaśmiałam się.
- I będzie mi to teraz
wypominać. – pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Ktoś musi. –
pokazałam mu język, na co on się zaśmiał, otoczył mnie ramieniem i równym
krokiem ruszyliśmy w stronę naszych domów.
____________________________________________
Kolejny rozdział za nami ;D Ciekawa jestem, jak Wam się spodoba ;) Cóż, zapraszam do komentowania i wyrażania opinii na ten temat :)
Serdecznie dziękujemy za każde wejście i komentarz :* Dla nas te 479 wejść to bardzo dużo i jesteśmy strasznie z tego zadowolone :)
Jeśli zamierzasz czytać nasze opowiadanie, zachęcam do dodania się do obserwatorów ;)
Kolejnego rozdziału możecie się spodziewać tradycyjnie w sobotę :)
Vi i Jess