Obserwatorzy

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 8

                      (oczami Louis’a)              

*** tydzień później***


- Kurde, nic nie ma w tej telewizji. – mruknąłem do siebie, lecąc po kolei po wszystkich kanałach, co robiłem już trzeci raz.
Nudziło mi się cholernie, ale nie mogłem nikogo za to winić. Trzeba było jechać z Harrym do Londynu. Ale nie, ja oczywiście musiałem się zbuntować.

- Nie mam zamiaru wracać. Dobrze mi tu. – uśmiechnąłem się pod nosem.
- Chyba kpisz. – warknął Harry.
- W żadnym razie.
- Mamy spotkanie z managerem! Wiesz jaka to dla nas szansa?
- Weź, wyluzuj. – powiedziałem i z głośnym ziewnięciem padłem na łóżko.
- TOMLINSON! – ryknął.
- No co? – podniosłem głowę i spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Jak to co? Masz iść się spakować! Wyjeżdżamy.
- Nigdzie nie jadę. – rzuciłem wychodząc z pokoju, całkowicie ignorując bruneta.
- Serio? – zakpił. – Czyli co? Koniec twojej kariery w One Direction, tak?!
Na te słowa stanąłem w miejscu. Odwróciłem się do Harry’ego i spojrzałem na niego z niedowierzaniem, pomieszanym ze złością.
- Wyrzucasz mnie z zespołu? – warknąłem.
Zamrugał kilkakrotnie i dopiero wtedy zrozumiał, jak zabrzmiały jego słowa.
- Nie. – powiedział już spokojniejszym tonem. – Jasne, że nie. Nie mam takiego prawa. Poza tym, - dodał po chwili, widząc moją minę. – nie chcę.
- Yhym. – mruknąłem pod nosem.
- Serio, Lou. Źle to zabrzmiało. Po prostu…No wybacz.
Nic na to nie odpowiedziałem, a on zrobił kilka kroków w moją stronę.
- Na pewno nie zmienisz zdania? – upewnił się.
- Na sto procent. – odpowiedziałem już normalnie. – Wiesz, dopiero tutaj poczułem, że żyję. Bawię się tak dobrze, jak nigdy. No i poznałem Esee. – uśmiechnąłem się na samą myśl o niej.
- Stary... – zaczął Loczek, ale mu przerwałem.
- Wiem, ty jej nie lubisz i najchętniej już dawno byś ją wykopał z mojego życia.
– na te słowa Harry delikatnie się uśmiechnął. – Ale zrozum, mamy inny gust i to co mi się podoba, nie musi się podobać tobie.
- I vice versa, przyjacielu. – wyszczerzył się, a po chwili spoważniał. – Ale naprawdę, z nią jest coś nie tak. – na te słowa tylko wywróciłem oczami.
- Harry, proszę cię. Weź daj sobie z tym spokój.
- Ale żeby potem nie było „Stary, miałeś rację”.
- Nie będzie, możesz być pewny.
- Czemu ty się tak szybko do niej przywiązałeś? Co się z tobą dzieje? – zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Nie wiem. – odparłem po chwili zastanowienia. – Ale ona w jakiś dziwny sposób mnie przyciąga.
- Widzę. – mruknął Harry. – No cóż, czyli lecę sam?
- Tak. Ja wrócę za jakiś czas.
- Oby jak najszybciej. – brunet dał mi sójkę w bok.
- Postaram się. – uśmiechnąłem się i zdzieliłem go po plecach.

Harry był naprawdę dobrym kumplem. Owszem, nie raz na mnie nawrzeszczał niczym matka, nie raz się tłukliśmy i kłóciliśmy, ale wiem, że ma na celu moje dobro. Co do Esee… Znam ją od trzech tygodni i mocno się do niej przywiązałem. Tak naprawdę nie wiem co do niej czuję, ale na pewno jej nie kocham. Za krótko się znamy, by można było mówić o miłości. Mimo to stała się mi bliska. Uwielbiałem spędzać z nią czas.
Po chwili takich rozmyślań postanowiłem się z nią zobaczyć. Szybko wyłączyłem TV i pod wpływem impulsu pobiegłem w stronę jej mieszkania. Bez pukania wpadłem do środka, czego natychmiast pożałowałem. Esee siedziała półnaga na kolanach starszego od niej jakieś 5 lat faceta., a on wodził rękami po całym jej ciele. Brunetka nie pozostawała mu dłużna i namiętnie go całowała. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli mojej obecności. Chrząknąłem znacząco, zwracając na siebie uwagę dziewczyny, która od razu odskoczyła od swojego towarzysza.
- Louis? – zawołała.
- Nie, Święty Mikołaj. – odpowiedziałem ironicznie. – Nie przeszkadzajcie sobie.
Po tych słowach odwróciłem się na pięcie i zniknąłem za drzwiami. Dopiero gdy byłem pewny, że żadne z nich mnie nie zobaczy, rzuciłem się biegiem w kierunku centrum. Byłem w Paryżu wystarczająco długo, aby zwiedzić okolicę, więc dokładnie wiedziałem, gdzie idę. Szybko znalazłam się na miejscu. Wysoki, oszklony biurowiec robił niesamowite wrażenie stojąc pośród małych domków jednorodzinnych. Zdawał się zupełnie nie pasować do otoczenia. Rozejrzałem się dookoła i wszedłem na tyły zabudowań. Nie dostrzegłem nigdzie ochrony, więc korzystając z ich niedbalstwa wśliznąłem się do budynku. Wskoczyłem do windy i wcisnąłem przycisk z numerem 30. Co dziwne winda ani razu się nie zatrzymała, a  było mi to na rękę, ponieważ gdyby ktoś mnie tu przyłapał miałbym spore kłopoty. Gdy dotarłem na ostatnie piętro, ostrożnie wysiadłem z windy i schodami pożarowymi wszedłem na dach. Przede mną rozciągał się zapierający dech w piersiach krajobraz. Odetchnąłem głęboko i przeszedłem przez płaski, gładki jak stół dach. Usiadłem na jego krawędzi i spojrzałem w dół. Tysiące domów. Tysiące samochodów. Tysiące ludzi. Wszyscy mają jakiś cel, do którego dążą. Jednym zależy na kupieniu nowego domu czy samochodu, wyjechaniu na wakacje. Innym na wyleczeniu się z choroby, utrzymaniu rodziny oraz na dobrej pracy. Jedne cele są ambitne, inne niekoniecznie. Każdemu na czymś zależy. Każdy ma jakiś cel. Ten życiowy, jak na przykład założenie rodziny i ten chwilowy, jak wypicie kawy, czy zdążenie na autobus. A ja? Co jest moim celem? Jeszcze przed kilkunastoma minutami była nim Esee. Uważałem ją za naprawdę dobrą osobę. Sprawiała wrażenie mądrej, błyskotliwej i szczerej. Myślałem, że można jej ufać. Wydawała się taka prawdziwa, sympatyczna, inteligentna. Wcześniej nie wiedziałem co do niej czuję. Teraz, gdy ją straciłem, uświadomiłem sobie, że byłem w niej zauroczony. Tak, zauroczyłem się w niej. W jej uśmiechu, pięknych, niebieskich oczach, w jej podejściu do życia. Przez tak krótki czas stała się ważną częścią mojego życia. Ba! Stała się jego centrum. Myślałem, że do siebie pasujemy. Ona lekkomyślna i błyskotliwa. Ja spontaniczny, nie przejmujący się przyszłością i konsekwencjami. Jak widać pochodzimy z dwóch zupełnie innych światów, czego nie było widać na pierwszy rzut oka. Myślałem, że ona też mnie traktuje na poważnie, tak jak ja ją. Pomyliłem się. Jak się okazało jest świetną aktorką i bez problemu przychodzi jej udawanie zakochanej. Czułem się nie tylko oszukany, zraniony, ale również wściekły. Esee zrobiła ze mnie idiotę. Byłem dla niej tylko zabawką. Chwilowym oderwaniem od tego, co już miała. Wiedziała, że niedługo wyjadę, więc postanowiła się zabawić. A ja? Ja miałem nadzieję, że wreszcie znalazłem sobie dziewczynę, którą będę w stanie szczerze pokochać. Nie twierdzę, że wszystkie są takie same, ale do tej pory trafiałem na same puste lale, którym zależało jedynie na kasie i ciuchach. A jeśli się trafiła jakaś dziewczyna z charakterem, to okazywało się, że jest fałszywa, albo mnie zdradza.. Kolejny raz się zawiodłem i nie wiem, kiedy znowu będę w stanie komuś zaufać.

Teraz pozostało pytanie, co zrobić z Esee. Wcześniej myślałem, że mimo dzielącej nas odległości, może nam się udać. Chciałem ją zabrać do siebie, do Londynu. Miałem tyle planów… Wstałem i zacząłem spacerować tam i z powrotem po całym dachu. Po chwili intensywnego myślenia, postanowiłem wrócić do domu. A ona mnie już więcej nie zobaczy. Nie mam zamiaru z nią rozmawiać. Spojrzałem ostatni raz na panoramę Paryża i wyjąłem telefon w celu uwiecznienia tego pięknego widoku. Spojrzałem na tapetę. Była na niej Esee, siedziała na drodze i udawała, że czegoś wypatruje. Lubiłem to zdjęcie. Potrząsnąłem głową, wracając do rzeczywistości. Włączyłem aparat i zrobiłem zdjęcie, które od razu dodałem na twittera, przy okazji usuwając wszystkie wpisy związane z Esee. Zbiegłem schodami na dół i jadąc windą na parter usuwałem po kolei zdjęcia, które miałem z brunetką. Przyniosło mi to pewnego rodzaju ulgę. Miałem nadzieję, że dzięki temu szybciej o niej zapomnę.
Skierowałem swoje kroki do hotelu, gdzie szybko spakowałem swoje rzeczy i doprowadziłem pokój do wstępnego stanu używalności. W drodze na lotnisko zadzwoniłem do Harry’ego.
- Halo? – po trzech sygnałach usłyszałem w słuchawce głos bruneta.
- Wracam do Londynu. – wypaliłem na wstępie.
- Cieszę się. – instynktownie wyczułem, że się uśmiecha.
- Ja też. – mruknąłem.
- Lou, co jest? – natychmiast wychwycił, że coś jest nie tak.
- Stary, miałeś rację. – zacytowałem jego słowa sprzed tygodnia.
- Co?
- Esee mnie zdradziła.
- Że jak?
- Tak jak mówię.
- Ale… Czekaj, trawię informację.
- To traw sobie w spokoju. Jadę właśnie na lotnisko. Pogadamy na miejscu.
- Okay.
- Ale mam do ciebie prośbę.
- A mianowicie?
- Nie mów nikomu, że wracam. Zbierz wszystkich w parku, obok fontanny. Jak wyląduję to dam znać.
- Jasne. Ale możesz mi powiedzieć, czemu od razu rzucasz się na głęboką wodę? Chłopaki są na ciebie wściekli. Liam rozszarpie cię na miejscu.
- Spokojnie, dam sobie radę. Mam plan.
- No, to powodzenia.
- Dzięki. Na razie.
- No cześć.
Po kilkunastu minutach już siedziałem w samolocie. Przez cały lot zastanawiałem się co powiem, jak się z nimi zobaczę, ale postanowiłem nic nie planować. W końcu jestem Louis Tomlinson. A on nic nie planuje. Zaśmiałem się w myślach sam z siebie i w tej samej chwili poczułem wibracje w mojej prawej kieszeni. Spojrzałem na wyświetlacz: Esee. Od razu odrzuciłem połączenie i dla pewności wyłączyłem telefon. Założyłem na uszy słuchawki, chcąc odciąć się od ponurych myśli. Nie wyszło. Cały czas myślałem o brunetce. Za każdym razem, gdy zamknąłem oczy, widziałem ją z tamtym typkiem.
W głowie już układały mi się słowa. ‘’Nie” – pomyślałem. – ‘’Nie będę układał o niej piosenki.’’ Ale po chwili miałem już całą pierwszą zwrotkę. Westchnąłem i zanurkowałem w plecaku. Po chwili wyjąłem z niego notes oraz długopis i zacząłem pisać. Nie minęło 15 minut, a już miałem całą piosenkę. Przeczytałem ją kilkakrotnie i zacząłem żałować, że nie mam przy sobie gitary. Mimo, że nie jestem w tym mistrzem, radzę sobie całkiem nieźle z układaniem melodii. Gdy mam jakieś problemy, idę do Niall’a. To on jest specem od gitary i zawsze jemu powierzam układanie muzyki do moich tekstów. Czasami, gdy piosenka ma zbyt osobisty charakter, żeby dać mu ją od razu, sam staram się dopasować do słów jakąś melodię. I dopiero na końcu pokazuję ją Niall’owi, aby naniósł niezbędne poprawki. Tak będzie i tym razem. Aż mnie nosiło, żeby zabrać się do roboty, więc z niecierpliwością wpatrywałem się w okno, czekając aż samolot zbliży się do lądowania. Po niecałych 30 minutach moje marznie się spełniło. Szybkim krokiem ruszyłem do wyjścia i już w następnej chwili stałem przy postoju taksówek. Wsiadłem do jednej z nich, podałem kierowcy adres i napisałem sms’a do Harry’ego, że jestem na miejscu.

Od: Harry
Okay, jedź do domu, rozpakuj się, a ja zbiorę ekipę.

Jak napisał, tak zrobiłem. Wszedłem do pustego domu i od razu się przebrałem. Miałem teraz na sobie biały T-shirt i czarne rurki. Zbiegłem do kuchni i zjadłem w pośpiechu kanapkę, która samotnie leżała na stole. Usłyszałem dźwięk, oznajmiający odebranie nowej wiadomości, więc wyjąłem telefon z kieszeni i odczytałem sms’a.

Od: Harry
Już prawie wszyscy są na miejscu. Pospiesz się.

Założyłem buty oraz jenasową kurtkę, zamknąłem dom i ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Od mojego domu do umówionego miejsca, było około 10 km, więc oczywiste było, że nie pójdę tam na piechotę. Dojechałem komunikacją miejską na przystanek, który znajdował się najbliżej parku. Teraz pozostało mi tylko dostać się do jego centrum. Szedłem zatopiony we własnych myślach i zbytnio nie zwracałem uwagi co się dzieje dookoła mnie. Dopóki na coś nie wpadłem. Znaczy na kogoś.
- Ała! – krzyknęła dziewczyna lądując na ziemi.
- Nie widziałem cię. – odparłem wymijając ją.
- Nawet mnie nie przeprosisz? – zapytała z niedowierzaniem.
- Za co? – zdziwiłem się. – To ty na mnie wpadłaś. – odpowiedziałem odwracając się do niej przodem.
- Ja?! – krzyknęła. – Trzeba było patrzeć, gdzie się idzie.
- Mogłabyś sama korzystać ze swoich rad, a nie wydzierać się na innych. – warknąłem.
- Nie moja wina, że nie patrzysz jak łazisz. – fuknęła wściekle wstając z ziemi.
- Tak, bo to ja powinienem wszystko wziąć na siebie, tak?
- Wiesz, z reguły to facet powinien przeprosić w takiej sytuacji. Co najmniej przeprosić. Wypadałoby jeszcze pomóc kobiecie wstać. – wywróciła oczami.
- Będziesz mi kazania prawić?
- Owszem. Ktoś ci powinien uświadomić, co to znaczy być dżentelmenem.
Ta dziewczyna coraz bardziej działała mi na nerwy.
- To na pewno nie będziesz ty. Sorry, spieszę się. – odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem w swoją stronę.
- Wyobraź sobie, że ja też. – krzyknęła, ale ja zniknąłem już za zakrętem.
Nie przejąłem się zbytnio tym incydentem, miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Ujrzałem przed sobą fontannę i grupkę ludzi, wśród których rozpoznałem czuprynę Hazzy. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem bliżej.
- Cześć wszystkim! – zawołałem.
- Louis?
Niall odwrócił się pierwszy.
- Louis?
Zayn wyglądał na co najmniej zszokowanego.
- CO?!
A co do Liam’a, miałem wrażenie, że padnie na zawał.
- To jest ten słynny Louis? – zapytała blondynka, siedząca obok mulata, ale nikt nie zdążył jej odpowiedzieć.
- CO TY SOBIE MYŚLISZ?! ŻE MY TU BĘDZIEMY HAROWAĆ, A TY SOBIE BĘDZIESZ ODPOCZYWAŁ W PARYŻU?!
- Liam, uspokój się. – mruknął Harry.
- JAKI TY JESTEŚ DZIECINNY! NIEODPOWIEDZIALNY! LEKKOMYŚLNY!
- Liam. – brunet ponowił próbę.
- ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ, ŻE GDYBY NIE MY, NIE BYŁO BY ONE DIRECTION?!
- Liam. – upomniał go.
- TO MY ZAŁATWILIŚMY SPOTKANIE Z MANAGEREM! TO MY DOPRACOWALIŚMY WSZYSTKIE NASZE PIOSENKI! TO MY ZAŁATWILIŚMY NAGRANIE! A TY CO? A TY SIEDZIAŁEŚ W PARYŻU! PALCEM NIE KIWNĄŁEŚ, ŻEBY ZROBIĆ COŚ DLA ZESPOŁU!...
Harry wykorzystał chwilę, gdy Liam’owi zabrakło powietrza i ryknął:
- LIAM’IE PAYNE! JAK SIĘ ZA CHWILĘ NIE ZAMKNIESZ, TO BĘDĘ ZMUSZONY CIĘ ZAKNEBLOWAĆ!
Liam spojrzał z oburzeniem na Loczka, ale się nie odezwał.
- Dzięki. – mruknąłem do Harry’ego, a potem zwróciłem się do wszystkich. – Chciałem was przeprosić. Liam ma rację. Zachowałem się jak szczeniak olewając zespół i swoje obowiązki. Nie tak miało to wszystko wyglądać. Poświęciłem najlepszych przyjaciół dla czegoś innego, co nie było tego warte. Naprawdę bardzo tego żałuję i mam nadzieję, że pozwolicie mi naprawić moje błędy.
- Lou, idź na pisarza. – powiedział po chwili Zayn, momentalnie rozładowując napięcie.
- Popieram. – zaśmiał się Niall.
- Mogę o coś zapytać? – odezwał się Liam i gdy nikt się nie sprzeciwił, kontynuował. – Co było na tyle ważne, że nas zignorowałeś?
- Yyy… To była… - nie dane mi było dokończyć.
- Vi! Gdzieś ty była? – zawołał Niall, patrząc na kogoś za moimi plecami.
- Musiałam kupić dla mamy… - urwała spoglądając w moją stronę.
- TO TY?! – krzyknęliśmy w tym samym momencie.
- A BO CO?! – znów się ze sobą zgodziliśmy.
- PRZESTAŃ! – ryknęliśmy razem.
- Ej, wyjaśni nam ktoś o co chodzi? – zapytał Hazza, patrząc to na mnie, to na brunetkę.
- Zapytaj tego chama. – fuknęła dziewczyna wskazując kciukiem  na mnie.
- Wypraszam sobie. – oburzyłem się. – Nie jestem chamem. To ty się zachowujesz jak księżniczka.
- Ciężko ci było przeprosić?
- A ty nie mogłaś? Nie można było trochę uprzejmiej? Tylko od razu „Patrz jak łazisz”?
- Już lepiej się nie odzywaj, jak masz naginać fakty. – powiedziała wywracając oczami.
- Naginam fakty? – ze zdziwieniem uniosłem brwi w górę.
- No a nie?
- Nie?
- Tak.
- Nie naginam faktów. – wycedziłem.
- Naginasz. Ja na początku zapytałam, czy nie zamierzasz mnie przeprosić.
- Czepiasz się szczegółów. Ale bulwersowałaś się, że nie patrzę jak łażę.
- Nie zaprzeczam.
- Chociaż raz.
- Przestań!
- Niby dlaczego?
- Choćby dlatego, że nikt oprócz was nie wie o co chodzi. – wtrącił się Liam.
- Ech.. Dobra. – poddałem się. – W drodze do parku, wpadłem na nią. – wskazałam ruchem głowy na dziewczynę. – I się pokłóciliśmy. Koniec historii.
- Więc się znacie? – zapytała blondynka.
- Nie. – odpowiedziała brunetka.
- Dobra, trzeba was poznać. – Harry podniósł się z miejsca i stanął między mną a dziewczyną. – Victoria, to jest Louis. Jedna piąta One Direction. – powiedział patrząc na brunetkę, która z kolei przyglądała się mi z wyraźną niechęcią. -  Louis, to Victoria. Dziewczyna Niall’a, najlepsza przyjaciółka Liam’a i Jessici, która jest dziewczyną Zayn’a. – wyrecytował jednym tchem.
- Możesz powtórzyć? – poprosiłem, drapiąc się po głowie.
- To moja najlepsza przyjaciółka. – powiedziała blondynka, 
podchodząc do mnie. – Jesteśmy dla siebie jak siostry. A ja jestem Jessica Jones. – uśmiechnęła się i podała mi rękę. – Dziewczyna Zayn’a. – dodała.
- Louis Tomlinson. – odwzajemniłem gest, z uśmiechem przyglądając się dziewczynie.
- Nie mogłam się doczekać kiedy cię poznam. Zayn dużo mi o tobie opowiadał. – zaśmiała się. – Ale wracając do wtajemniczania: Victoria mieszka trzy domy ode mnie, a Liam trzy domy od Victorii. Znamy się i przyjaźnimy od 8 lat. Niall’a i Zayn’a poznałyśmy, gdy przyszli na naszą domówkę i praktycznie od razu przypadliśmy sobie do gustu. To znaczy ja Zyan’owi a Vi Niall’owi. – na te słowa wszyscy się zaśmiali. -  Ogólnie dobrze się dogadujemy. Jakiś tydzień temu do naszej paczki dołączył Loczek, a dzisiaj ty. Cóż, witamy w rodzinie, Loui. – Jessica uśmiechnęła się i przytuliła się do mnie.
- Dziękuję za tak miłe przyjęcie. – zaśmiałem się obejmując ją.
- Vi, nie przywitasz się? – zapytała Jess, gdy wyplątaliśmy się z uścisku.
Brązowooka podeszła bliżej i wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Victoria Roberts. – powiedziała krzywiąc się.
- A mnie już znasz. – odparłem oschle.
- Powiało chłodem. – podsumował Zayn.


*** dwie godziny później ***

- Jak chcecie się migdalić to idźcie do sypialni, albo coś. – rzucił Harry, patrząc na Zayn’a i Jessicę. – Nie wszyscy chcą oglądać erotyk z wami w rolach głównych.
- Harry, nie udawaj, że nie lubisz takich filmów. – wyszczerzyłem się.
- Lou, nie pogrążaj mnie. – mruknął, na co wybuchnąłem śmiechem, tak jak pozostali.
Siedzieliśmy u Liam’a w domu i właściwie każdy żył swoim życiem. Ja gadałem z Niall’em, na temat mojej piosenki, Harry zażarcie dyskutował z Victorią, na temat znany tylko im, Liam co chwilę gdzieś łaził, a Jessica siedziała na kolanach Zayn’a i co chwilę szeptała mu coś na ucho.
- No i? – zapytałem Niall’a, gdy skończył czytać tekst mojej piosenki.
- Autentyk?
- Niestety tak. – odparłem i opowiedziałem mu pokrótce całą historię.
- Wiesz, może to i lepiej. – powiedział. – Przynajmniej dowiedziałeś się na czym stoisz. Ona nie była ciebie warta. – pocieszająco poklepał mnie po ramieniu.
- Dzięki. – uśmiechnąłem się lekko.
- Masz już jakiś zarys melodii? – zapytał rzeczowym tonem.
- Tak. Ale do tej pory nie miałem jak się za to wziąć.
- U Liam’a w pokoju jest gitara. Idź, rozgość się. Nie będzie miał nic przeciwko. – pokazał w uśmiechu swoje białe ząbki. – Jak będziesz potrzebował pomocy, to daj znać.
- Jasne. Dzięki. – odparłem i pomaszerowałem na górę.
Szybko znalazłem sprzęt, więc usiadłem wygodnie na łóżku i zacząłem brzdąkać. Nie wiem ile czasu tam spędziłem. Co chwilę wprowadzałem jakieś poprawki, cały czas coś mi nie pasowało. Aż w końcu znalazłem swój rytm i coś zaczęło mi wychodzić. Z każdym granym akordem czułem, że zbliżam się do końca. Przeczytałem jeszcze raz tekst piosenki, potem zagrałem melodię a na końcu połączyłem słowa z muzyką. Powtórzyłem piosenkę dwukrotnie, chcąc się upewnić, że nie wprowadzę już żadnych zmian. Zadowolony z siebie zszedłem na dół.
- Niall! – zawołałem wchodząc do salonu.
- Co jest? – zapytał wychylając się tyłem przez oparcie kanapy, na której siedział obejmując brunetkę.
- Jesteś mi potrzebny, mistrzu. – uśmiechnąłem się i ruszyłem na górę, oglądając się, czy blondyn za mną idzie.
- Zaraz wrócę. – zwrócił się do Victorii i cmoknął ją w policzek, po czym dołączył do mnie.
Gdy dotarliśmy na górę, zaprezentowałem mu co udało mi się stworzyć.
- Naprawdę dobre. – stwierdził po chwili milczenia. – Właściwie nie potrzeba żadnych poprawek. No, może tutaj… - wskazał na kartce z tekstem piosenki, w którym momencie potrzebna jest jego interwencja.
Po kilku minutach piosenka była dopracowana w stu procentach, więc zdecydowałem się zagrać ją wszystkim.
-Jesteś pewny? – zapytał mój przyjaciel.
- Tak. Liam już raz się pytał, czemu was zignorowałem. Tobie już opowiedziałem, więc nie chcę wyjaśniać tego każdemu z osobna. Będzie lepiej, jak wyrzucę to z siebie raz, a porządnie. – odparłem.
- Rozumiem. Więc chodźmy.
Chwyciłem gitarę i po chwili byliśmy już w salonie. Rozejrzałem się dookoła sprawdzając, czy nikogo nie brakuje.
- Gdzie Harry? – zapytałem nie widząc nigdzie jego burzy loków.
- Poszedł na górę. – poinformowała mnie Jess.
- HAROLD! – ryknąłem na całe gardło i już po niecałej minucie zauważyłem go zbiegającego po schodach.
- Co jest? - zapytał podchodząc bliżej.
- Zebranie. – mruknąłem.
- Jakie zebranie?
- Ej, ludzie! – zawołał Niall, zwracając uwagę całego towarzystwa. – Louis, chce nam coś powiedzieć. – wyjaśnił i dokładnie w tym momencie poczułem na sobie wzrok wszystkich zebranych.
Usiadłem na kanapie i bez żadnego wyjaśnienia zacząłem grać. Słowa same wypływały z moich ust, a palce bez problemu znajdowały właściwe struny. Zamknąłem oczy i całkowicie wczułem się w muzykę.*


This is my confessional
Pen and paper, I’m gonna write this down
Saying things you never thought
That were on my mind, let the truth pour out

‘Cause I’m tired of the games

I won’t lie, no, I’m not okay!
You were wrong, you’re to blame,
Now the world knows your name

So here you go

You’re finally getting a song about you on the radio
Are you happy now that you broke me down?
Now, I curse the day that I met you
I hope you know this song is about you
This was no mistake, yes, I meant to
I hope you know this song is about you, bout you!
This song is about you
Yeah, yeah… 

Seems I’m feeling better now,

I like the way our heads lifting off my chest
Should’ve done this months ago
If I knew back then it would feel like this
Cause you’ve done all the games
I won’t lie, no, I’m not okay!
You were wrong, you’re to blame
Now the world knows your name

So here you go

You’re finally getting a song about you on the radio
Are you happy now that you broke me down?
Now, I curse the day that I met you
I hope you know this song is about you
This was no mistake, yes, I meant to
I hope you know this song is about you

When you hear this play

I hope you feel the same way that I felt that day

That you left me, yeah, you left me!



Gdy skończyłem grać, podniosłem wzrok na moich przyjaciół i zacząłem opowiadać.
- Spotkałem ją tydzień po tym, jak z Harry’m zjawiliśmy się w Paryżu. Od razu między nami zaiskrzyło. Spodobała mi się i to bardzo. Po prostu straciłem dla niej głowę. Wydawała się taka szczera, radosna, pełna pomysłów. Okazało się jednak, że myliłem się co do niej. Ogromnie. Dzisiaj rano bez zapowiedzi poszedłem do niej do domu, gdzie zastałem ją w dość niedwuznacznej sytuacji z jakimś gościem. Nie wnikałem w to. Po prostu wyszedłem. Gdy trochę ochłonąłem, zacząłem analizować to wszystko, co między nami było. – zamilkłem na chwilę, zbierając myśli. -  Pamiętam, jak powiedziałem jej, że gram w zespole. Zapytała wtedy z nadzieją: „Jesteście sławni?”. Odpowiedziałem,  że nie. Widać było po niej, że jest strasznie zawiedziona. Chciała się na nas wypromować. Chciała, żebym ułożył o niej piosenkę, żeby dzięki temu być rozpoznawalną. Mimo to, chciałem z nią być. Miałem nadzieję, że będziemy ze sobą szczęśliwi. Miałem wiele związanych z nią planów. Chciałem ją nawet przywieźć do Londynu. – zaśmiałem się ironicznie. – Nie była tego warta. Byłem dla niej tylko zabawką, którą można wyrzucić, gdy się znudzi. Cieszę się przynajmniej, że zachowałem resztki godności i dowiedziałem się sam. Nie zniósłbym gorszego upokorzenia.
Po tych słowach spuściłem głowę i zamilkłem.
- Przykro mi. Naprawdę. – odezwała się Victoria, po chwili ciszy.
Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie współczującym wzrokiem i chyba nie wiedziała co więcej powiedzieć. Pierwszy raz od mojego przyjazdu, patrzyła się na mnie bez wyraźnie wymalowanej na twarzy niechęci. Kątem oka zauważyłem, że kurczowo ściska dłoń Niall’a, który obejmował ją ramieniem. Przełknąłem ślinę. Cieszyłem się, że blondyn jest szczęśliwy, ale jednocześnie działał mi na nerwy. Nie tylko on. Zayn też. A to dlatego, że byli szczęśliwi. Zazdrościłem im. Znaleźli kogoś, komu ufają, kogo kochają i kto kocha ich. Bolało mnie patrzenie na to, więc szybko odwróciłem wzrok.
- Myślę, że wszyscy nie wiemy, co w tej sytuacji powiedzieć. – odezwał się Liam. – Przykro mi, że tak to wszystko się zakończyło. I chciałbym cię przeprosić. Nie wiedziałem, że sprawa jest aż tak poważna. Następnym razem musimy po prostu słuchać siebie nawzajem.
- Zgadzam się. – odpowiedziałem.
Nikt więcej się nie odezwał. Ciszę, która trwała już od dobrych kilku minut, przerwał Harry.
- Przykro mi, stary. – mruknął. – Ale wiem też, że nie znosisz użalania się nad tobą, więc proponuję jakoś rozluźnić atmosferę.
- Popieram. – uśmiechnąłem się. – Dzięki stary. – w przypływie sympatii do mojego przyjaciela, uścisnąłem go mocno, czym wyraziłem swoją wdzięczność za pomoc.
- Do usług. – zaśmiał się brunet.
- Dobra, to idziemy do kina. – zarządził Zayn. – Oczywiście dziewczęta nie płacą. – puścił oczko Victorii, a Jessicę pocałował w policzek.
- Czyli Louis też nie? – zapytał Harry i od razu tego pożałował, bo oberwał ode mnie solidnego kuksańca w bok.
- Tak, Louis też nie. – powiedziałem. – Harry mu kupi bilet. – wyszczerzyłem się i pomaszerowałem do kuchni.
- Ani mi się śni. – zaprotestował Loczek.
- Oj proszę. – uśmiechnąłem się do niego, widowiskowo trzepocząc rzęsami.
- Na pewno, i co jeszcze… - mruknął.
- Haroldzie, mój ty słodziaku kochany! – zawołałem piszczącym głosem i rzuciłem się chłopakowi na szyję, co skutkowało głośnym upadkiem na podłogę.
- Louis, złaź ze mnie! – wydarł się brunet. – Niall, pomocy!
Niall jednak, był tak zajęty śmianiem się ze mnie, że nie zareagował w żaden sposób na błagania Harry’ego.
- Vi! Ratunku!
- Nie… nie mogę… hahahah… sorry…. hahahah… - Victoria też ledwo mogła mówić, ponieważ krztusiła się ze śmiechu.
- To jak będzie z tym biletem, kochany? – zapytałem, nadal wczuwając się w swoją rolę.
- Dobra! Poddaję się! – krzyknął Harry, a ja od razu z niego zlazłem.
Chłopak wstał, otrzepał się z kurzu i spojrzał spod byka najpierw na mnie, a potem na resztę towarzystwa, która nadal dusiła się ze śmiechu.
- Bardzo śmieszne. – warknął.
- Gdybyś… gdybyś się widział… hahahahah… - Zayn próbował się opanować, ale mu to nie wychodziło, więc po chwili wysiłku się poddał i na nowo ryknął śmiechem.
Loczek mruknął coś niezrozumiałego pod nosem (podejrzewam, że wiązankę przekleństw) i wyszedł z pokoju, ostentacyjnie trzaskając drzwiami, co wywołało u mnie kolejny atak śmiechu.







____________________________________________________________________
*Jeśli ktoś chce to TUTAJ znajdzie tłumaczenie do piosenki Louis'a :)

A oto kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że się spodoba i zachęcam do komentowania oraz dodawania się do obserwatorów, dzięki czemu będziecie mogli być na bieżąco.
Piszcie w komentarzach, czy Wam się podoba to co piszemy, czy coś byście zmienili i jeśli tak to co. Chcemy wiedzieć co myślicie na temat akcji dziejącej się w opowiadaniu, czy wszystko Wam odpowiada. Jesteśmy otwarte na krytykę, ale tylko konstruktywną ;)
I naprawdę uwielbiamy czytać komentarze od Was, także serdecznie o nie prosimy, bardzo nas motywują do działania. Dodają weny =)

Vi 

18 komentarzy:

  1. Siemka ;)
    Rozdział świetny (jak zawsze)
    Najlepszy moment to jak Liam wrzeszczy na Lou XD no i końcówka ;3
    Szkoda mi Louisa ;/
    Szablon bardzo mi się podoba =]
    Pozdrawiam i życzę weny :)))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podobało =)
      I dzięki za wenę, na pewno się przyda ;]

      Usuń
  2. Genialne ;)

    Jest nowy rozdział na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz, nawet nie wiesz, jak się z niego cieszyłyśmy =) Żałuj, że nie widziałaś naszej reakcji ;D
      Ostatnio tracimy chęci do wstawiania nowych rozdziałów, bo mamy wrażenie, że nikt ich nie czyta... I dziękujemy nawet za to jedno słowo. Znaczy ono dla nas więcej niż myślisz :)

      Cieszę się, że w końcu dodałaś coś na bloga. ;)

      Usuń
  3. Jeju jakie świetne. ;D
    Biedny Lou. ;c
    Hahaha. Najlepsza kłótnia z Vic. ;3
    I potem to z biletem. xd hahaha. xd
    Zrobiła bym tak samo jak oni. ;P
    Jeejciu. Na prawdę genialne. ; ))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te miłe słowa :*
      Strasznie się cieszę, że Ci się podoba :)

      Usuń
  4. Matko!! Jaki genialny blog.!!!
    Jak tylko przeczytałam pierwszą notkę, od razu mi się spodobało.!!
    Na pewno będę tu często zaglądać.!!!
    Muszę przyznać, że obie macie niesamowity talent i pięknie piszecie.!
    Czego oczywiście wam zazdroszczę.
    Rozdziały są takie długie i megaa wciągające. Aż chcę się czytać więcej i więcej.: ]]
    CUDO po prostu.!!

    Zapraszam do siebie: http://love-friendship-and-perhaps-hatred.blogspot.com

    Buziaki.;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak my uwielbiamy takie komentarze... No po prostu mamy banany na twarzach przez pół dnia po przeczytaniu tego =D
      Bardzo się cieszymy z nowej czytelniczki i z całego serducha dziękujemy za tak miłe słowa :*

      Usuń
  5. Świetny blog! Będę tu wpadala czesciej ;p
    obserwuję i liczę na rewanż :>
    www.kolorowa--szachownica.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że przypadł Ci do gustu :)
      oczywiście obserwuję =)

      Usuń
  6. Niestety nie za bardzo wiem o co chodzi , ponieważ zajrzałam tu pierwszy raz a jest to już rodział 8 ,ale co mogę skomentować to to że bardzo dobrze piszesz , stylistyka (czy jak to sie tam nazywa) i ogółem . Bardzo fajne obrazki i gify :)

    peggy-official.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG!!! Kocham twoje opowiadania! Choc sama pisze.. ale no chyba nie są takie dobre jak twoje!! I nie musiałaś pytać czy skomentuje na moim blogu bo ja twój kocham i obserwuje; D Loffciam; *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej dziękuję :* Ale chciałabym dodać, ze nie wszystkie rozdziały piszę ja ;) z perspektywy Jess, Zayn'a (i wkrótce Harry'ego) pisze moja przyjaciółka, a z perspektywy Vi, Niall'a i Louis'a - ja :) Więc to nie tylko moja zasługa ;)
      Tak czy inaczej cieszę się, że obserwujesz, wyraziłaś swoje zdanie i po prostu za to, że czytasz :) To dużo dla nas znaczy ♥

      Usuń
  8. Jak prosiłaś wpadłam na
    twojego bloga :)
    Bardzo mi się spodobał ;**
    A co do rozdziału to
    BOSKI ♥ Czekam na następny rozdział ;D
    Zapraszam do siebie:

    http://1dopowiadaniegracemalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :) Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało :)
      A następny rozdział powinien pojawić się już jutro ;)

      Usuń